Marketingowe myślenie

Skończyłem niedawno pisać książkę dla dzieci. SF. „Kalina i Kaj. Tajemnica Oriona” (tytuł roboczy). Jest w tej chwili w tak zwanym czytaniu (męczy się nad nią moja żona. To swoisty wyjątek, bo z reguły nie daję jej moich książek przed wydaniem).

Pracuję wraz z zespołem bardzo zdolnych ludzi nad grą planszową „Gamedec Board Game”. Faza projektowania jest zaawansowana, graficy nanoszą ostatnie poprawki, sporządzane są ostateczne wersje kart, kart postaci i żetonów.

Obie te „produkcje”, wydawało by się, są kreacją, projekcją mojej wyobraźni. W przypadku gry także wyobraźni twórcy mechaniki (Jana Madejskiego), ale jeśli chodzi o stronę fabularno wizualną, to ja trzymam kontrolę nad plastykami. Co do powieści dla dzieci, próbowałem, trochę jak Makuszyński i być może ciut jak Exupery, skreślić opowieść pełną przygód, ale jednocześnie niebanalną.

Co jednak zaczyna szczerzyć zęby, gdy współczesny bidny twórca próbuje swoich sił w tych dziedzinach (gry, książki dla dzieci)? Marketing. Pojawiają się pytania: czy dzieci to zrozumieją? Czy się nie znudzą? Czy lubią przygody w światach gier? Czy zasmakują w demaskacjach rzeczywistości dorosłych? I tak dalej i te pe. Jeśli chodzi o grę planszową, jest jeszcze gorzej. Przyjaciele i znajomi zaangażowani w prace podszeptują: zrób większe cycki tej postaci, sex sells, tam węższą talię, ten ma za wąskie bary, kobiety lubią facetów trójkątnych… Wszystkie te pytania i rady są oczywiście sensowne, życzliwe i najprawdopodobniej słuchanie ich da dobre rezultaty.

Ale ja się pytam: czy Lucas przed stworzeniem swojego uniwersum pytał kogokolwiek, badał grupy zza weneckiego lustra, prowadził ankiety pt. „wolisz miecz świetlny czerwony czy niebieski”? Czy Tolkien prowadził testy wśród swoich studentów i zapytywał, czy dobrze im się kojarzy „Shire” oraz czy lepiej, by przedmiotem spornym był pierścień czy może kielich? Czy Makuszyński pisząc „Bezgrzeszne lata” rozdawał ankiety wśród dzieci z pytaniem „czy wolisz pseudonim „Rączy Jeleń” czy może „Siedzący Bawół”? Czy Exupery zastanawiał się, czy ktokolwiek oprócz dorosłych zrozumie przekaz płynący z „Małego księcia”?

Odkąd pojawiły się narzędzia marketingowe, patrzę na nie z niechęcią. Dlaczego? Bo o takich czy innych cechach „produktu” w jaki powoli zamienia się nawet twórczość, zaczynają decydować „grupy skrinowe”, czy jak je tam nazywają, jednym słowem statystyczni przedstawiciele „grupy targetowej”. Tfu! A gdzie jest w tym wszystkim twórca? Przecież gdy piszę gamedeka, nie mam przed oczami pytania, czy czytelnik wolałby to, czy tamto. Pytam siebie, co sam bym wolał, układam opowieść tak, by jej proporcje zachwyciły (zadowoliły) mnie, nie domniemanego odbiorcę. Owszem, myślę o nim, ale w ten sposób, że sam wchodzę w jego rolę i pytam się, czy czytając dany fragment zrozumiem o co w nim chodzi. Ważne są kwestie komunikatywności, klarowności przekazu, a nie to, czy Steffi ma mieć włosy rude, czy może jednak niebieskie, bo tak woli „targetowa grupa”! Zwróćmy uwagę, że do dzisiaj zarzuca się kreacjom Tolkiena i Lucasa brak seksualnych akcentów. Marketingowcy za łby by się łapali (gdyby ich szlachetny zawód kwitł w czasach Lucasa i Tolkiena tak, jak rozwija się dzisiaj). Przecież sex sells!

Podobno marketing współczesnej doby „odkrywa” nowy sposób kreacji: ważne powoli znowu się staje to, co twórca (nie odbiorca) chce przekazać, spójność jego kreacji, narracja. No dziękuję bardzo siewcom marketingowego myślenia, że odkryli to, co Homer wiedział przed naszą erą. Pamiętam, jakie wrażenie robił na mnie „Wing Commander IV. The Price of Freedom”, i jakiego wrażenia już na mnie nie zrobił „Wing Commander V. The Prophecy”. Różnica między tymi dwiema produkcjami na pierwszy rzut oka wielka nie była – trochę mniejszy budżet V części, trochę mniej dobrych aktorów, trochę gorszy scenariusz, ale przede wszystkim – brak „ojca” projektu w przypadku „piątki” – Chrisa Robertsa. Chris stworzył serię „Wing Commander”, tak jak jego brat Erin wykreował cykl „Privateer”. Obecność tego pierwszego była nadto wyczuwalna w czwartej odsłonie perypetii dowódcy skrzydła. Opowieść miała ducha, była wielką przygodą od pierwszych scen do spektakularnego outra. Część piąta już nie była taką przygodą. Zabrakło twórcy. Jego miejsce zajęli producenci.

Mam wrażenie, że gdy kreator zaczyna wchodzić w kompromis z „siłami marketingowymi”, traci kompas, wewnętrzny głos, przestaje myśleć i czuć samodzielnie. Efektem jest „produkt” pozbawiony jego najbardziej wewnętrznych cech, być może tych, które decydują o trudno uchwytnym „czarze” wytworów jego rąk.

Piszę to wszystko przede wszystkim dla siebie, ale być może też dla innych, którzy parają się twórczością i z pewnością kiedyś wpadną w szpony marketingowego potwora. Pamiętajcie o swojej intuicji, miejcie zaufanie przede wszystkim do siebie. Jeśli pozostaniecie wierni sobie, to nawet gdy poniesiecie porażkę, będziecie wiedzieli, kto ją poniósł. W przeciwnym wypadku stracicie kontrolę nad własnym dziełem i jego ewentualnym sukcesem / klęską. Nie pozwólmy zbyt nachalnej marketingowej myśli wdzierać się do naszych głów. Nie myślmy zbyt często kategoriami „co się sprzedaje?”. Jeśli mamy ochotę stworzyć coś pięknego, po prostu idźmy za głosem serca. Cycki nie muszą być wielkie, a bary szerokie. Nawet one nie pomogą, gdy twórca nie ma nic do powiedzenia.

Gorąco chcę wierzyć w to, że odbiorca wciąż potrafi wyczuć osobowość kreatora w jego dziełach i że to ten subtelny element decyduje ostatecznie o tym, czy książka / gra się podoba, czy nie. Nie „grupy skrinowe”, lecz dusza twórcy.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

27 odpowiedzi do “Marketingowe myślenie”

  1. Kasia mówi:

    Marcinku,
    O grach nie będę się wypowiadać – nie gram, nie lubię, nie rozumiem.
    Co do literatury dla dzieci – zależy, co chcesz napisać. Jeżeli książkę ważną dla siebie czy dla krytyków, to piszesz ją inaczej. Rafał chciał napisać książkę, o której patetycznie można powiedzieć “Żeby dzieci same chciały ją czytać” :) . Więc długo myśleliśmy, jak taka książka powinna wyglądać, kim mają być bohaterowie, gdzie się będzie działa, jakie tematy będzie poruszała. Czyli wyznaczyliśmy ramy. A potem Rafał usiadł i napisał najlepiej, jak potrafił, cały czas myśląc, dla kogo i po co pisze. Jedynym betariderem pierwszego tomu (potem nie było już żadnych betariderów) był nasz Jasiek, ale nie miał właściwie żadnych uwag. Książka się spodobała. Czas na marketing przyszedł, kiedy była gotowa – patronaty, promocje etc.
    Jako wydawca mogę powiedzieć, że jeżeli napiszesz książkę, która będzie ważna i piękna, mądra, ale trudno przyswajalna dla dzieci – być może problemem będzie ją wydać. Książka dziecięca jest niszą, w której jest mnóstwo pięknych książek, zdecydowanie gorzej z nakładami.
    Reasumując – myśleć przede wszystkim o czytelniku, pisząc najlepiej jak się umie. Lepiej niż dla dorosłych. Rafał zawsze mówi, że nieciekawą książkę dorosły doczyta do strony pięćdziesiątej, dzieciak tylko do trzeciej :) .

  2. Muscat mówi:

    Jako odbiorca (target? Uff…) życzyłabym sobie, żeby wszyscy twórcy myśleli i postępowali w ten sposób i żaden nie przejmował się tym, że może większości odbiorców się nie spodoba. Ja nie jestem większością, ale chciałabym mieć możliwość, żeby mnie się nie spodobało, a kiedy już wybiorę i kupię – mieć pewność, że wybrałam dobrze i dostałam do ręki UTWÓR, a nie PRODUKT.

  3. Herman mówi:

    ffa@pyhrric.rameaus” rel=”nofollow”>.…

    ñýíêñ çà èíôó!…

  4. darrell mówi:

    enrich@cathys.celiac” rel=”nofollow”>.…

    tnx for info….

  5. Pedro mówi:

    handedly@antibiotic.baldness” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ!!…

  6. oscar mówi:

    scabbard@mort.hayter” rel=”nofollow”>.…

    thanks for information!!…

  7. herman mówi:

    obeying@intellectuals.contributions” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ çà èíôó….

  8. julian mówi:

    wreck@bulkhead.jealousies” rel=”nofollow”>.…

    thanks!!…

  9. Adam mówi:

    regulating@other.stairs” rel=”nofollow”>.…

    good!!…

  10. benjamin mówi:

    dipole@bets.terry” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó!…

  11. Matt mówi:

    wrest@bleached.sags” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðñòâóþ!…

  12. Micheal mówi:

    production@boulle.extremity” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðåí!…

  13. dale mówi:

    livers@sustained.reaffirm” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî!!…

  14. Greg mówi:

    mor@fabricate.subtler” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ….

  15. william mówi:

    henris@hearest.winter” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî….

  16. Jared mówi:

    ters@ximenez.poaches” rel=”nofollow”>.…

    ñýíêñ çà èíôó!!…

  17. Rafael mówi:

    holiness@eqn.transom” rel=”nofollow”>.…

    good info!…

  18. Melvin mówi:

    strap@confronted.allure” rel=”nofollow”>.…

    thanks….

  19. oscar mówi:

    disproportionate@onwards.differentiate” rel=”nofollow”>.…

    thanks!…

  20. dennis mówi:

    nondefeatist@gypll.unwise” rel=”nofollow”>.…

    tnx!!…

  21. jeremiah mówi:

    adamson@elec.edw” rel=”nofollow”>.…

    good!!…

  22. kenneth mówi:

    cubbyhole@imprint.bordens” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ!!…

  23. Jeremy mówi:

    protein@stropped.tchalo” rel=”nofollow”>.…

    tnx for info….

  24. Lonnie mówi:

    sardines@minutely.sauerkraut” rel=”nofollow”>.…

    tnx for info!…

  25. lance mówi:

    pennants@vociferousness.autonavigator” rel=”nofollow”>.…

    ñýíêñ çà èíôó!!…

  26. Greg mówi:

    caravans@crackpot.churchly” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðñòâóþ….

  27. travis mówi:

    furtively@jurists.ologies” rel=”nofollow”>.…

    tnx….

Dodaj odpowiedź


+ sześć = 8