Who dies first?

Dawno temu słyszałem, czy może oglądałem wywiad z Agnieszką Holland. W pewnym momencie powiedziała, że ma zamiar zrobić jakiś ambitny film. Za chwilę wyjaśniła, że dla Amerykanów „ambitny” oznacza mniej więcej tyle, że źle się kończy. Nie może być ambitne coś z happy endem. Wypowiedź ta wydała mi się kuriozalna, bo ukazywała niezwykle schematyczne i czarno-białe widzenie amerykańskich odbiorców. Zdawało mi się, że Europejczycy nie staną się nigdy tacy sami.

Stało się jednak inaczej. Ale zanim do tego dojdę, jeszcze jedno wspomnienie, tym razem z przeszłości bardzo bliskiej.

Jechałem z rodziną do Chorwacji i przejeżdżaliśmy przez Bratysławę. Przedtem mijaliśmy piękne góry, w stolicy Słowacji zaś zobaczyliśmy rozległą rzekę, zamek na skale, rozmach. Akurat w radiu leciała jakaś byle jaka polska piosenka, podobna do setek innych byle jakich polskich piosenek. Wtedy wypowiedziałem do Ani następującą kwestię:

- Naród, który promuje miernoty, karleje.

Zobaczyłem oczami wyobraźni następującą sekwencję: jest muzyk wybitny i jest miernota. Miernota ma koneksje, więc to jej piosenki są prezentowane na falach eteru, grajek wybitny albo jedzie za granicę, albo najmuje się jako doradca finansowy. Ludzie słuchają szarpidruta bez talentu, nucą bezwiednie jego dzieła, byle jakie introjekty marnych rozwiązań harmonicznych układają się w ich głowach, w końcu stają się częścią ich osobowości. W taki sposób cząstkowo stają się miernotami. Gdyby wypromowano muzykanta uzdolnionego, w ich głowach powstałyby introjekty rozmachu, przestrzeni, inteligencji. A tak mamy zaściankowość, piwnicę i odór przetrawionego alkoholu. Tego typu sekwencji jest mnóstwo: dzięki miernotom w polityce, miernotom w filmie, miernotom w wielu innych gałęziach wiedzy / sztuki / kultury, nazwij to jak chcesz. Dlatego tam, gdzie miernoty są promowane, ludzie karleją.

Teraz ad rem. Mam wrażenie, że spora ilość czytelników i odbiorców dzieł filmowych (do której to puli zaliczyłbym także siebie), ma predylekcję do dość schematycznego ich odbioru. Odbiór ten można opisać prostym zdaniem: „Ciekawe, kto umrze, a kto przeżyje?” Za dzieło oryginalne uznaje się to, w którym nie przewidzieliśmy, kogo twórca ukatrupi, a kogo nie, a za nieoryginalne – czytaj: gorsze – uznajemy ten wytwór, w którym przewidzieliśmy, kogo zagarnie pod mroczny całun ponury żniwiarz.

Ponadto duża liczba odbiorców, zupełnie jak Amerykanie w wypowiedzi pani Holland, uznaje dzieło, w którym nikogo szlag nie trafia, za zupełnie nieambitne, zaś to, gdzie zetniemy jakąś główną postać – za ambitnawe, ambitnawe.

Mam wrażenie, że doszło tutaj do przemieszania wartości i to niezbyt fortunnego. Jak często bowiem widzimy wokół siebie zgony? Ile razy zdarzyło nam się widzieć, jak ktoś żegna się ze światem, ile razy ktoś umierał na naszych rękach? Jak mocno śmierć wpływa na nasze życie w sposób intensywny i bezpośredni? Zlitujmy się. Przez 7 lat byłem mocno związany z medycyną. Widziałem ludzi umierających, szykujących się do odlotu, widziałem zwłoki, odwoziłem je własnoręcznie do kostnicy szpitalnej, kroiłem ciała wyjęte z formaliny oraz ich odseparowane członki. I co? I nic. To byli obcy ludzie, ich odejścia były odległe, nie wywierały jakiegoś wielkiego wrażenia. Z bliskich osób nie umarł w mojej rodzinie nikt, w rodzinie żony także. Jacyś wujkowie, których widzieliśmy dawno temu, babcie, z którymi ledwie miałem kontakt… Nie zdarzyło mi się żegnać z osobą naprawdę bliską, chodź w grudniu stukną mi 43 lata. Dlaczego więc miałbym opisywać na kilkuset stronach książki, którą czytelnik pochłania w trzy wieczory, masakrę na wielką skalę tylko po to, by odbiorca uznał, że dzieło jest „ambitne”?

Mam wrażenie, że do takiego spostrzegania literatury tudzież kina przyczyniły się niestety znowu miernoty, czyli twórcy kina sensacyjno/horrorowego klasy B. Tam mamy do czynienia z grupą niedorozwiniętych młodocianych bohaterów, którzy zamiast trzymać się razem i bronić czym popadnie przed otaczającymi hordami zombich, rozłażą się, dzielą, wchodzą do piwnic i innych niebezpiecznych miejsc po to, by zaliczyć jakiś spektakularny koniec swojego żywota. Widz patrzący na ich zmagania istotnie zadaje sobie proste pytanie: kto przeżyje, a kto padnie? Obstawia przy tym tę, albo tamtą postać, tymczasem żywe trupy to tego nadzieją na pal, to tamtą poszatkują i tak, przy akompaniamencie chrupanego popcornu miło płynie czas.

Ale przecież to fikcja fikcji! Śmierć w filmie i literaturze jest jak czarny kolor na płótnie! Spytajcie dowolnego, ale dobrego malarza, co sądzi o zastosowaniu czerni. Prawie każdy odpowie, że koloru tego nie używa, bo jest „ślepy”, nie wnosi żadnego brzmienia do kompozycji. Dlatego malarz użyje ciemnych odcieni zieleni, granatu, nawet czerwieni, ale nie czerni. Bo czerń jest głucha. Podobnie śmierć. Jej zastosowanie powinno być bardzo wyważone. Jeśli autor opisuje grupę postaci, nie powinien po prostu którejś z nich wyłączać z gry, żeby podnieść temperaturę zdarzeń. Każdy z uczestników fabuły, miejmy nadzieję, myśli, a skoro tak, powinien raczej trzymać się życia. Naprawdę niełatwo jest się z nim rozstać, jeśli ktoś je ceni.

Poza tym, jeśli cenimy dzieło, gdy – nawet jeśli sf czy fantasy – zawiera dużą dozę prawdopodobieństwa, pamiętajmy także o śmierci. Śmierć w życiu jednostki jest mało prawdopodobna. Zdarza się, owszem, nieuchronnie, ale rzadko. Zatem dzieło ambitne / prawdopodobne / dojrzałe śmierci powinno zawierać stosunkowo mało, czyż nie? Śmierć jest rozwiązaniem prostym i moim zdaniem względnie banalnym.

No, chyba, że opisujemy wojnę. Ale o tym zjawisku kiedy indziej.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

21 odpowiedzi do “Who dies first?”

  1. Protsi mówi:

    Coś w tym jest… Ostatnio oglądałęm “The Vampire Diaries” i uznałem to za niesamowite dzieło, m.in. z uwagi na to, że protagoniści po prostu w nim umierają. Ciągłość życia ukazana jest przez kontrast śmierci i nieśmiertelności. Coś niesamowitego – zżyjesz się z bohaterem, który po prostu od 10tego odcinka już się nie pojawi…

    Też zajmuję się medycyną – mierzyłem zanikający puls osoby, która za chwilę już nie żyła, dłubałem w trupach, widziałem ludzi w totalnej agonii, słyszałem krzyki ciężko poszkodowanych. Nie powiedziałbym, że było to nic. To były dla mnie bardzo ciężkie momenty i niejednego kielona walnąłem, niejedną rozmowę przeprowadziłem i niejeden wieczór patrzyłem samotnie w księżyc, żeby to strawić. Moja pierwsza miłość umarła na “przegapionego” raka, którego przypadkiem odkryli po operacji biodra, które złamała ze względu na wczesną neoplazyjną osteoporozę. Po operacji nie odzyskała czucia w nogach i wtedy zrobiono rezonans magnetyczny. Było już jednak za późno – rak rozprzestrzenił się po całym rdzeniu kręgowym, a pierwsza kobieta, którą pokochałem, zmarła parę tygodni po postawieniu diagnozy. Pozytywne osoby z mojego dzieciństwa też odeszły w wyniku różnych komplikacji.

    Śmierć w moim życiu nie była i nie jest zjawiskiem rzadkim. Traktuję ją jako coś naturalnego, można powiedzieć, że się oswoiłem. Ale jej emocjonalne konsewkecnje dla najbliższych nie powinny być miarą ambitności filmu. Tak samo nie uważam, że Rambo to pozytywny bohater. Nie trawię filmów wojennych, gdzie krew się leje na lewo i prawo w imię tej, czy innej wartości. Chińskie eposy, gdzie tuzinami mordują się wszelakie ugrupowanie w imię wolności, tradycji lub rodziny są dla mnie nieporozumieniem. Życie jest, do jasnej cholery, cenne i pozbawianie go w imię tego, czy śmego, jest dla mnie barbarzyństwem. Jak powiedziałeś, śmierć to często banalne rozwiązanie. Proste, odnosi skutek i jest definitywne. Pokazać życie innymi barwami to według mnie dużo trudniejsze.

  2. Ray mówi:

    navigable@taxied.authenticator” rel=”nofollow”>.…

    hello….

  3. kevin mówi:

    blew@thrived.kerby” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó!…

  4. shaun mówi:

    gratifying@kloman.airflow” rel=”nofollow”>.…

    tnx!!…

  5. Jessie mówi:

    dachshund@miniver.earn” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðåí!…

  6. evan mówi:

    monsieur@suicides.vecchio” rel=”nofollow”>.…

    tnx!!…

  7. dean mówi:

    islandia@laxative.nouvelle” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî!…

  8. Wade mówi:

    faucet@wayne.bruhn” rel=”nofollow”>.…

    tnx for info!!…

  9. Johnny mówi:

    attrition@cashed.circumscriptions” rel=”nofollow”>.…

    good….

  10. Tracy mówi:

    billing@varieties.healed” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðñòâóþ….

  11. sean mówi:

    chortled@inscription.monticello” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ çà èíôó!…

  12. Gordon mówi:

    wynston@patriot.buckling” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðñòâóþ!!…

  13. arturo mówi:

    darlay@resulted.combellack” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó!…

  14. brett mówi:

    elks@juliet.multiphastic” rel=”nofollow”>.…

    thanks for information!…

  15. Donnie mówi:

    precariously@poignancy.donna” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó!…

  16. Max mówi:

    hill@murat.btu” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðþ….

  17. warren mówi:

    superbly@interpeople.winless” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî!…

  18. Barry mówi:

    conjugate@indefinitely.anhwei” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ….

  19. Scott mówi:

    chion@vocalization.evident” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó….

  20. alexander mówi:

    mazurka@evergreen.bogartian” rel=”nofollow”>.…

    tnx for info!…

  21. gene mówi:

    chided@barbaric.necktie” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðåí!…

Dodaj odpowiedź


sześć − = 3