O “Prometeuszu”

Zrobiłem sobie prezent i wreszcie poszedłem z przyjacielem, Mariuszem „Nexusem” Krawczykiem, na „Prometeusza”. Mariusz widział film drugi raz.

I nie bardzo rozumiem biadolenia na temat tego obrazu. Owszem, nie wiadomo, dlaczego geolog i biolog się zgubili, trudno powiedzieć, z jakiego powodu geolog zaczął tak szybko panikować, trudno wytłumaczyć, dlaczego w końcu stał się straszliwym zombie, jeszcze trudniej objaśnić niefrasobliwość biologa wobec „żmijki”, kwestią otwartą pozostaje, czemu głównej bohaterki nikt nie gonił, gdy biegła do centrum medycznego, dlaczego nikt nie przerwał jej operacji i z jakich przyczyn była to operacja bez znieczulenia. Trudno też wybaczyć zdjęcie hełmu przez jej partnera na początku filmu oraz wyjaśnić, dlaczego mały smoczek w ambulatorium wyrósł na dużego potwora – musiało być tam sporo substancji odżywczych, prawda?

Ale po pierwsze nie wiemy, co jest w scenach wyciętych – być może będzie tam wyjaśnionych parę spraw – np. brak pogoni za główną bohaterką, lęk geologa, zagubienie jego i biologa tudzież szybki wzrost potwora w centrum medycznym. Pamiętajmy, że producenci robią kinowym oglądaczem wodę z mózgu (co prawda, jeśli wierzyć napisom, producentem jest Ridely Scott. Jeśli jest to jedyna prawda, teza o podłych producentach pada). Mimo wszystko mam nadzieję, że reżyserska wersja trochę obroni ten film.

Po drugie – nie takie błazenady widzieliśmy w wynoszonym na ołtarze „Avatarze” i jakoś mało kto się ich czepiał (z moim szlachetnym wyjątkiem), pośród których wymieńmy tylko niesubordynację protagonisty tuż po „wejściu” w avatara (wartego mnóstwo pieniędzy, o ile pamiętam), jego nieodpowiedzialne oddalenie się podczas pierwszego pobytu w dżungli oraz to, że nikt nie zadbał, by uzyskał jakąś podstawową wiedzę na temat fauny i flory Pandory zanim wrzucono jego niebieski tyłek w sam środek zielonego piekła.

Wracając do „Prometeusza”, owszem, przeszkadzały mi nielogiczności i niedociągnięcia. Drażnił krzyżyk na końcu i kalka z pierwszego „Obcego” w postaci przetrwania nowego wcielenia Ripley i głowy androida. Mimo to wydźwięk, przesłanie, zagadka pozostają w pamięci. Co oznacza pierwsza scena? Czy widzimy w niej Prometeusza, który zaszczepia życie na Ziemi? Dlaczego zostaje? Dlaczego owo zaszczepienie jest tak drastyczne? Jakie jest powiązanie tej sceny z resztą filmu? Dlaczego statek, który widzimy na początku jest w kształcie dysku, a następne przypominają literę „u”? Czy istnieje powiązanie między ludźmi a Alienami? Dlaczego przebudzony kosmita od razu zaczyna atakować ludzi, czemu w takim pośpiechu usiłuje odwiedzić nasz glob? Boi się, czy usiłuje skończyć misję? Co się stało na tej planecie? Co spotka pani naukowiec gdy dotrze do celu? O, to są naprawdę ciekawe pytania. Zwróćmy uwagę, że o ile filmy o superbohaterach (które lubię) czy nawet wymieniony już „Avatar”, nie prowokują pytań (za wyjątkiem znakomitych „Strażników”, które to dzieło uważam za najlepszy film o superbohaterach), to „Prometeusz” prowokuje ich wiele. Niby są to kwestie stare, bo problem pochodzenia człowieka od kosmitów rozważany był już nie raz, ale pytania te są zadane w nowy sposób.

Nie potrafię też odmówić „Prometeuszowi” wizyjności. Udało się w tym obrazie tak przedstawić naszych ojców, że są zarówno piękni, fascynujący jak i przerażający, a scena, gdy jeden obcy walczy z drugim, nieco brzydszym, za to większym, w moim przekonaniu przejdzie do historii.

Tak, jestem w swoich osądach stronniczy, bo bardzo lubię Ridley’a Scotta. Jednak nawet jeśli odrzucę tę stronniczość, nie powiem, że „Prometeusz” jest złym filmem. Jest, powiedziałbym, całkiem niezły. Skąd taka, a nie inna ocena? Ba, może bierze się stąd, że niczego o tym dziele nie wiedziałem i na nic się nie nastawiałem.

No i naprawdę bardzo mi się spodobali twórcy naszych genów.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

5 odpowiedzi do “O “Prometeuszu””

  1. Protsi mówi:

    I will have to see it then :D

    Chociaż ostatnio napaliłem się na Ted’a.

  2. Farin mówi:

    Również byłem jedynym z rodziny, który krytykował “Avatara” – choć mnie najbardziej zakuło w oko kwestia dostarczania do celu i zrzucania bomb na ufoki :P
    Odnośnie “Prometeusza” – poczekam sobie na jakieś wydanie DVD albo coś w tym guście Bo nie lubię na siłę odświeżanych kotletów, a za taki uważam ten film.

  3. siouks73 mówi:

    Niestety nie mogę się zgodzić z bylejakością w wykonaniu Ridleya Scotta. O ile Avatar był nowatorskim pomysłem w świecie “amerykańskiego” filmy komercyjnego i pewne niedociągnięcia ginęły pod efektami specjalnymi, to w przypadku Prometeusza rażą one w oczy jak halogeny. Pytania które budzi “Prometeusz” wynikają w moim przeświadczeniu z partactwa. Lub czegoś w podobnym guście. Można by analizować czy zainteresowanie cyborga myslami człowieka / kobiety stanowią nawiązanie do blade runnera (do androids dream of electric sheeps?) i szukać wielu innych podobnych głębszych znaczeń. Jednak myślę że ten film jest zbyt płytki żeby dać radę w nim ukryć wiele przesłań/odwołań/nawiązań – z jakiegoś powodu się tam znalazły, jednak albo wersja reżyserska będzie miała krańcowo inna albo po prostu każdy tam miał inną wizję i wyszło co wyszło – pokaz urody Charlize, trochę efektów specjalnych, krańcowe poświęcenie dla kraju/planety (ech ci amerykanie i ich bohaterowie). Lepszy już byłby film w postaci pastiszu…

  4. Crowley mówi:

    Zgadzam się całkowicie. Pomimo wielu niedociągnięć i nielogicznych momentów Prometeusz mi się podobał. Głównie za sprawą fantastycznej oprawy audiowizualnej. Scott tłumaczył się, że z powodu ograniczonego budżetu musiał zrezygnować z wielu efektów generowanych komputerowo, na rzecz tradycyjnych dekoracji i klasycznych filmowych tricków. O chwała studiu za to, że nie chciało wyłożyć więcej! Mam dość filmów nagrywanych w green-boxach i kiepskiego designu. Oglądałem niedawno po raz kolejny stare Gwiezdne Wojny i to co tam wyprawiali goście od projektowania i wykonania makiet statków, maszyn i wnętrz jest po prostu obłędne. Nie wiem czemu ale komputerowe animacje ciągle wyglądają koszmarnie sztucznie, dużo gorzej niż tradycyjne makiety. Do tego dochodzi fakt, że skoro można teraz wyrenderować wszystko, to nie ma sensu kombinować z ukrywaniem sznurków i malowanych na prześcieradle teł w słabym świetle i kombinowanie z kamerami. Nowe filmy są w większości jasne, kolorowe i strasznie płaskie. Na ich tle Prometeusz to stara dobra szkoła i tym mnie urzekł. Czekam z niecierpliwością na wersję rozszerzoną. Scott potwierdził, że będzie w niej dłuższa scena rozmowy Davida z kosmitą zanim ten drugi wpada w szał. Liczę na kilka odpowiedzi, chociaż podejrzewam, że sporo kwestii nigdy nie zostanie rozwiązanych, bo sami twórcy się nad nimi nie zastanawiali. Fajnie byłoby, gdyby udało się zrobić coś takiego jak z reżyserską wersją Królestwa niebieskiego, która z ładnego i źle zmontowanego filmu zrobiła epickie dzieło najwyższych lotów.
    Może i Prometeusz zasługuje na dużo słów krytyki ale dawno już film nie sprowokował tylu fajnych dyskusji w sieci (polecam zajrzeć na gamelog.pl na przykład) i dawno nie było w kinach tak klasycznego obrazu science-fiction.

  5. green mówi:

    My spouse and I absolutely love your blog and find almost all of your post’s to be just what I’m looking for.
    can you offer guest writers to write content for you? I wouldn’t mind producing a post or elaborating on many of the subjects you write with regards to here. Again, awesome weblog!

Dodaj odpowiedź


+ 4 = pięć