O wielu sprawach i rozwiązaniach technicznych w opowiadaniach nie wspominam wychodząc z założenia, że treści nie związane z intrygą nie mają w tekście racji bytu. (No, może poza drobnymi inkrustacjami.) Dlatego sporo faktów na temat techniki w świecie gamedeka pozostaje w ukryciu. Tutaj uchylam rąbki niektórych tajemnic.


Masz babo nanoplacek, rozmyślałem zapoznając się z obsługą korpusu. Okazało się, że zanim włoży się weń sejf z dibekiem bądź organicznym mózgiem, trzeba go wstępnie "ożywić", to jest wprowadzić podstawowe oprogramowanie wegetatywne, coś jak w żywych organizmach układ autonomiczny zajmujący się oddychaniem, trawieniem, kontrolowaniem ciśnienia krwi, temperatury i tak dalej - tyle że w przypadku motomba aplikacje nadzorowały temperaturę stawów, przepływy energii, stan akumulatorów, naprężenia w kończynach i inne typowo techniczne zjawiska. Chociaż czy nasze ciała nie są techniczne?

"Gamedec. Anna"

Tytułem rozgrzewki proponuję dwa fragmenty opowiadania "Gamedec. Prośba", które bezwzględnie wyciąłem z treści. Jedno mówi o kulisach projektów Warsaw City, drugie o zmaganiach marketingowców z opornym rynkiem. Wkrótce wynurzenia na temat "kalibracji" graczy i problemów z tzw. antygrawitacją.


Warsaw City (2197):

Warsaw City w południe wygląda jak wielobarwny ul: setki poziomów estakad i łączników, linowce ginące w błękicie nieba, łańcuchy górskie budynków, wieże mieszkaniowców, nitki transportu publicznego, ruchome platformy, dżonki spacerowców i - jakby dla osłody - migotliwy pył aeraut. Krytyczne głosy w holowizji coraz częściej podnoszą kwestię, że architektura miasta jest kolejnym błędem urbanistycznym (popełnionym przez nieudolne władze). Jako przykład przyszłościowego i ekologicznego rozwiązania podawane jest Nowe Tokyo składające się z kilku zaledwie megawież połączonych dwoma platformami. Prawdopodobnie fachowcy mają rację, mimo to jestem wdzięczny twórcom Warsaw City, że podążyli za utopijnym marzeniem, a nie ergonomicznym równaniem. Moje miasto zdaje się promieniować nieodpartym urokiem, tchnie wolnością i radością, a opiewane Tokyo wygląda bardziej jak smutny, milczący nagrobek, nie skupisko kilkudziesięciu milionów żywych ludzi. Przetarłem oczy i wyrwałem się z rozmyślań. Przeszedłem na sterowanie ręczne. Lubię od czasu do czasu poprowadzić. Grzecznie sunąłem za Tossanem Deltą. Nie wyprzedzałem. W niebo nad centrum świsnął orbitalny śmig. Nic dziwnego, że tak nazwano te pojazdy (rzeczywiście, świst i już go nie ma). Od ciągów pneumobili odrywały się stratosferyczne aurokary lecące do odległych miejsc, a także mniejsze od nich osobowe pojazdy posiadające opcję lotu suborbitalnego.


Kłopoty z klientami:

Przez ułamek sekundy mignęło wspomnienie, jak kilkanaście lat temu firma, której nazwy nie pamiętam, próbowała wprowadzić na rynek urządzenie podobne do dzisiejszych walkteli czy omników, które podczas rozmów telesensycznych lub wgraniu opcyjnych programów nie tylko generowało bezpośrednio w mózgu dźwięki i zapachy jak moja skrzyneczka, ale i obraz, czego mój walktel już nie czynił (dlatego potrzebne były szkła). Pomysł ten z pewnością rozwiązałby problemy z widzeniem Sokolowsky. Lecz projekt okazał się klapą i doprowadził koncern do ruiny. Była to jedna z ostatnich wielkich wpadek starej myśli marketingowej opartej na świadomościowych kwestionariuszach. Wbrew przewidywaniom twórców, ludzie nie chcieli zaakceptować aparatu, który manipuluje ich wzrokiem. Okazało się, że wolą zwykły obraz, nawet kosztem tego, że najpierw muszą założyć okulary (soczewek wtedy jeszcze nie było). Rzecz jasna, znaczne zyski osiągnęły korporacje zajmujące się optyką lansując początkowo tylko fikuśne szkła i oprawki, a z czasem modele animowane, świecące, morfingowe, a gdy miniaturyzacja pozwoliła, również lensy narogówkowe począwszy od zwykłych, przezroczystych (takich jak moje), poprzez modele imitujące tęczówki dzikich zwierząt kończąc na ekskluzywnych egzemplarzach laserowych, mieniących się, czy iluzyjnych. Oczywiście rozkwitu przemysłu optycznego nie przewidzieli najśmielsi prognostycy... Natura ludzka jeszcze raz pokazała rogi (albo język, jak kto woli), przypominając, że postęp to jedna rzecz, a niezawisłość, zwłaszcza w tak ważnej sprawie jak wzrok, to rzecz druga i w dodatku ważniejsza. Charakter człowieka od lat sprawia kłopoty kreatorom technicznych nowinek. Już w zeszłym wieku próbowano wprowadzić do sprzedaży urządzenia sterowane myślą lub / i głosem. Za wyjątkiem programów piszących i innych niszowych urządzeń (muzyka pod prysznicem), nie przyjęły się. Dlaczego? Okazało się, że mało komu chce się uczyć kontrolowania mentalnych rozkazów, a wydobycie z siebie głosu jest bardziej męczące od gestu wyciągnięcia ręki i dotknięcia palcem sensora. Stąd piloty dotykowe, których panele są niemal w każdym miejscu szanującego się lokum. Płaczą także dyktatorzy mody zafascynowani nano i biotechnologią, bo przedstawiciele gatunku homo sapiens wciąż chcą nosić spodnie, bluzy i koszule, chociaż proponowano im już kilkadziesiąt innych rozwiązań takich jak kieszonkowe kombinezony, lustrzane kostiumy, czy par excelence żywe garsonki. Co prawda ubrania teraz same dopasowują wymiar, zmieniają kolor w zależności od upodobań właściciela, nawet wyświetlają ruchome obrazy jeśli ktoś sobie zażyczy, kontrolują także temperaturę i w zasadzie nie uwierają, ale faktura najczęściej wciąż imituje wełnę bądź bawełnę, a krój ostatnio nawet się uwstecznił, z tego co wiem, moja garderoba przypomina odzież z pierwszej połowy XX wieku. Jak retro, to całą gębą.

Grafika: Marcin Przybyłek, Marcin Jakubowski, Marek Okoń, Robert Letkiewicz.
Wykorzystano grafiki Tomasza Piorunowskiego, Marcina Trojanowskiego i Tomasza Marońskiego.
Webmasterzy: Lafcadio, wiesniak
Zaginiona Biblioteka Valkiria Network: Lepsza Rzeczywistość Tawerna RPG Kawerna Kroniki Fallathanu - Najlepszy MMORPG Tekstowy Tomb Raider Center superNOWA Zakon Assassin's Creed Gram.pl GrajWGry Bruno Grigori video game walkthrough Game-No1 Keno Szósty sposób - blog Andrzeja Zimniaka Wawrzyniec Podrzucki
Strona po polsku   English version unavailable