Zabaweczki. Błyski
Jestem pijany. Drinki odciskają się jak płaskorzeźby w połyskliwym barze. Co ja miałem zamówić...? Odwracam się na metalowym stołku. Ręka ślizga się po krawędzi blatu. Dum, dum, dum, muzyka drży we wszystkich częściach ciała. Zwłaszcza w jednej. Nad tradycyjnym parkietem, gdzie kręci się kilkadziesiąt par (w powodzi fioletowych i srebrnych snopów), unosi się antygrawitacyjny bąbel - raj dla miłośników wygibasów anty-g. Jego powierzchnia odbija rzeczywistość jak wypolerowana łyżeczka od kawowego serwisu. We wnętrzu, wśród dziesiątek połyskujących ciał pręży się Lilith. Pięęękna filigranowa dziewczyna w spodniach, które co chwila stają się przezierne. Majteczki koronkowe, opalona skóra, złota, jakby prześwietlona. Ależ wąska talia! Robię zoom na jej twarz. Zerka, uśmiecha się ząbkami jak perełki. Oddalam obraz. Wygina kibić. Dla mnie. Zasłaniam męskość. Przypomniałem sobie. Zwracam maskowatą twarz do obsługującego.
- Dwa giny z oktopusem.
Staram się wymawiać słowa wyraźnie, w porządku liniowym, prawidłowo. Podobno mężczyźni są werbalnie nie... tego.
Perlisty płyn tryska w kryształowe półkule wielkości dłoni. Rżnięty w bioszkle wizerunek kochającej się pary mieni się błyskami purpury i pozaprzestrzennego cienia. Smukłe, żylaste ręce barmana wrzucają wijące się dodatki. Tak bez szczypczyków?! Kilka drobniutkich kropel ląduje na mojej ręce. Kryształki zapomnienia... Na hemisferach lądują półkuliste pokrywki. Krawędzie zrastają się. Wycięte w szkle pary kochanków ożywają. Będą tak się kochać do zarania dziejów... Podnoszę drinki.
- Dzięki - puszczam oko.
Garson robi profesjonalną minę i ściąga z mojego omnika opłatę. Przed oczami miga trójwymiarowa cena. Jej powidok przez chwilę przysłania wizję. Dwa razy taniej niż na Ziemi! Kocham Gaję! Chwytam mocniej kielichy (kryształowe pary wpadają w spazmatyczny trans), mentalnie uruchamiam menu pomieszczenia. Otacza mnie półkulisty miraż poznaczony dziesiątkami przycisków, miniaturowych obrazów, na jego tle połyskuje ruchliwy celownik sterowany moim wzrokiem. Zaraz, jak to trzeba było pomyśleć... Drapię się w głowę przekrzywiając hef. Gówniane urządzenie. Niby tylko kawałek opaski z jakimś dynksem we włosach, ale zawsze jakoś niezręcznie... Na Gai każdy nosi hef. Head Firewall. Żeby żadna szuja nie zahipnotyzowała falami elektromagnetycznymi, grawitacyjnymi, czymkolwiek. Lilith w swoim wygląda cudnie. Jakby diadem, czy coś... Błądzę wzrokiem po ikonach i napisach przysłaniających wnętrze, które dudni, drga, mieni się świetlnymi eksplozjami. Jest. Antigrav bubble transport. Wydaję rozkaz tak jak mi mówiła, "miękką myślą" i ... porywa mnie niewidzialna siła, przeciska przez napięcie powierzchniowe kuli (w miejscu, gdzie wnikam, kula odkształca się, a odbicia na jej powierzchni wydłużają się groteskowo...), obijam się o jakiegoś roztańczonego krzykacza, wyszukuję wzrokiem słodką figurę...
- No co ty - Lilith patrzy w powietrze. Rozmawia. Pewnie jak zwykle z szefem. Perłowe włosy przysłaniają opalony policzek. Zerka na mnie przelotnie - merci - szepcze przyjmując szkło.
Kryształowa para wyczuwszy inną temperaturę dłoni, zmienia pozycję z jeźdźca na klasyczną odwróconą. Świetlny refleks tańczy na pupie kochanki. Lilith przeciąga ręką po swojej piersi i schodzi nią w dół, do pępka. Ruch zgrywa się z rytmem muzyki. Jej biodra nieustannie falują.
- Będę trzeźwa, przecież wiesz - przekomarza się z pryncypałem. - No dobrze - znów przelotne spojrzenie prosto w moje źrenice. Jej wzrok zanurza się we mnie jak dwie czarne włócznie (ozdobione piórami o kolorze jeziora przed burzą). Dreszcz przechodzi od piersi do stóp. Ta dziewczyna działa na mnie niczym zaklęcie szamana podtrutego halucynogennymi grzybkami, błąkającego się wśród porannych mazurskich mgieł. Jakieś marne dziewiętnaście lat świetlnych stąd.
- Do jutra. - Kończy.
Jej twarz ledwie widocznie drga gdy wydaje mentalny rozkaz zerwania połączenia. Usuwa menu sprzed oczu. Robi to szybko, łatwo, z gracją. Pomyśleć, że taki stary konserwatysta jak ja, zwolennik operatywy opuszkowej, ewentualnie głosowej, przeszedł na mentalizm, ledwie o tym wspomniała. Nowe ubranie, hef, imidż. Wszystko w ciągu dwóch gajańskich dni. Co może zmienić naturę mężczyzny? Banalne pytanie.
Przytulam się do niej. Nie wiem, dlaczego mi na to pozwala, nie rozumiem skąd wzięła się bliskość między nami, powinna mnie odepchnąć, nie pozwolić na taką nachalność.
- Szefunio? - pytam cicho, prawie mrucząc.
Kolejne omnikowe ułatwienie. Na dyskotece nie musisz się drzeć, o ile znasz numer rozmówcy. Macha lekceważąco dłonią. Oplata mnie rękami. Oplata nogami. Automatycznie się rozglądam za zazdrosnym dyrektorem. Sprężyste piersi na moim torsie. Wyraźnie wyczuwam taśmy mięśni prostych brzucha, prężące się, napinające, rozluźniające jak muskuły węża. Nie dziwię się jej bossowi. Na policzku jej usta (gorące jak lawa). Między nimi język. Zaczynamy wirować, obracamy się do góry nogami. Przez ułamek sekundy mam wrażenie, że widzę pośród setek głów zawistny wzrok dyrektora. Niemożliwe. Lilith jest zbyt dyskretna. Zapewne pryncypał przebywa na innym poziomie Gaia Disc, w towarzystwie dziesiątek hostess. Organiczek i rebotek. Rebot to niedawno powstały neologizm. Realium Bot. Bot w realium: program przybrany w ciało przypominające ludzkie. Wzdycham chłonąc zapach jej włosów. Łąki pełne rumianku i lawendy. Na nich ja i ona, schowani pośród dwumetrowego kwiecia... Myśli wracają przekornie do dyrektora. Mimo całej kobiecej obstawy (na pewno bardzo drogiej) - był o nią zazdrosny. Przez chwilę zatyka mnie, gdy czuję jej elastyczne ciało tulące się do mojego, drżące, pełznące, jakby szlochające. Równocześnie sięgamy do rurek wystających z kryształowych drinkówek. Bąble alkoholu, pozałamywane wrzecionami niestrudzenie kochających się par, odbijają gigantyczną salę taneczną, setki gości, mnemoprojekcje, iluzje, pulsujące roje świateł. Purpura, fiolet i srebro. Nie wiadomo, gdzie góra, gdzie dół. Muzyka, szaleństwo, pijaństwo, koniec świata. Spijamy płyn, od którego miłość wypełnia nas karmazynową falą. Patrzę na nią i nie wiem już: jest człowiekiem, czy tygrysicą, która wije się w moich ramionach, udając ataki, odskoki, ukąszenia, a wszystko to w harmonii erotycznych ruchów? Każde skrzyżowanie brzuchów, lędźwi i rąk krzyczy nową frazą. Przesuwam ręką po łopatce, głębiej, do szyi (jest nieprawdopodobnie miękka, jakby oddychająca, żyjąca swoim własnym życiem), obracam ją... Te plecy... wygięcie talii jak najpiękniejszy akord. Pupa przywodząca chłopięce wyobrażenia raju nagle przylega do mojego podbrzusza. Sprężystość na sprężystości. Lilith wzmaga nacisk. Dotyk jak krzyk radości, jak przedchwila poznania. Zamykam oczy i wiruję w samym centrum wszechświata. To taniec, czy seks przez ubranie? Czy jest różnica? Śmieję się do myśli.
Trwaj chwilo, bądź wiecznością, modlę się. Lilith chichocze. Przypadkiem przesłałem pragnienie w formie tekstowej. Nie mogę uwierzyć, że poznaliśmy się zaledwie dwie dukile temu, dzień po tym, jak wylądowałem na Gai...
Wykorzystano grafiki Tomasza Piorunowskiego, Marcina Trojanowskiego i Tomasza Marońskiego.
Webmasterzy: Lafcadio, wiesniak










