Archiwum z Wrzesień 2011

Reklamy

niedziela, 11 Wrzesień 2011

Obejrzałem ostatnio kilka reklam. Że zupy najlepiej smakują po dodaniu sztucznej kostki zawierającej zapach rosołu, że człowiek jest szczęśliwy, gdy zje konkretny rodzaj jogurtu, że głodują dzieci i kupując cośtam dzielimy się z nimi posiłkiem, że jedna pani nie trzyma moczu, ale tylko przez chwilę, bo zaraz pomoże jej cudowna pastylka, że inna pani ma biegunkę, ale wkrótce spotka koleżankę z zatwardzeniem i się statystycznie wyrównają, że bardzo męsko jest mieć przerost prostaty i w ogóle nie ma to jak pigułki na wzwód, że jedna pani się cieszy, bo ma piękne pachy, a jeszcze siedem dni temu takich nie miała, że zdrowy posiłek przed przygotowaniem ma konsystencję proszku i mieści się w płaskiej torebeczce, która mogłaby służyć jako zakładka do książki, że jak się człowiek napije jednej wody, to od razu ma pozytywne emocje, a jak innej – to wkracza do sekretnego bractwa, członkowie którego noszą plastikowe pojemniki zawsze ze sobą, że gdy ci brakuje sił, powinieneś zjeść paskudny batonik, że sens życia nada ci rozmowa tylko w pewnej sieci komórkowej, że stanąć na nogi można wyłącznie pożyczając z banku pieniądze, że najfajniejsze samochody są do kupienia dopiero teraz, bo to, co oglądaczu masz, to już przeżytek…

Dużo tego, prawda? A to nawet nie skrót jednego bloku reklamowego. Poczułem zaniepokojenie: osoba oglądająca te wszystkie spoty nie ma w zasadzie szans na to, by sensownie i zdrowo żyć. I to nie dlatego, że uwierzy w te kłamstwa, bo w większości przypadków są to kłamstwa, powiedzmy to sobie jasno, ale dlatego, że jej uwaga będzie szarpana na tyle stron, zostanie przyciągnięta do tylu aspektów życia, najczęściej zupełnie nieistotnych, że nie zmieści się w rzeczonym polu uwagi już nic wartościowego. Reklamy nie są prośbami typu: „kup to, czy tamto”, to nie są nawet sugestie, to bardzo złożone komunikaty, które mają za zadanie przyciągnąć zainteresowanie i zaimplementować ideę, zmienić światopogląd, zmienić nas.

Czy są skuteczne? Oczywiście. Polacy przestali normalnie gotować. Uwierzyli, że kostka z substancjami zapachowymi + przecier + woda = pożywna zupa. Uwierzyli, że proszek napakowany chemią + makaron = spaghetti. Uwierzyli, że na wszelkie dolegliwości aparatu ruchowego pomaga nie ruch fizyczny, ale tabletki uśmierzające ból. Uwierzyli, że przyszłość zabezpiecza nie rozsądne gospodarowanie zasobami, ale pożyczka oprocentowana na 150%, której nie można spłacić wcześniej, tylko w ciągu trzydziestu lat uzależniając się od gangsterskiego pożyczkodawcy.

Dali się nabić w bambuko przez ludzi, którzy użyli najgorszego medialnego oszustwa: wynajęli celebrytów, aktorów tych bardzo znanych i mniej, opłacając ich suto bądź niezwykle suto, by ci uśmiechając się, nakłaniali potencjalnych klientów nie do czegoś, co by im służyło, ale do zakupów, które służą tylko jednemu – kieszeni tych, którzy za spoty zapłacili. Ci, którzy się do nas niby uśmiechają, nie widzą nas. Szczerzą zęby do kamery, bo dostali za to pieniądze. Oni nas nie znają, nie lubią, mają w sumie gdzieś, czasami, mam wrażenie, wręcz pogardzają, bo tylko człowiek gardzący widzem może mu polecać niektóre „dobra”. Przerażające jest, że płacący za reklamy zarabiają przeważnie nie na sensownych, dobrze wykonanych, niepsujących się produktach, ale po prostu na g***nie.

Nie oglądajmy reklam. Zacznijmy myśleć. Twórcy reklam to właśnie nam odbierają. Zdolność myślenia.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)