Archiwum z Kwiecień 2012

Erotyczny surrealizm Andrzeja Zimniaka

piątek, 20 Kwiecień 2012

Przeczytałem „Fraszki rubaszne” Andrzeja Zimniaka. Jeśli autor popularnonaukowego tomu „Jak nie zginie ludzkość” przestrzega jakichś tabu, to muszą być głęboko ukryte, na pierwszy i drugi bowiem rzut oka, Zimniak – poeta niczego się nie boi. Wiersze są rzeczywiście rubaszne i dotykają w głównej mierze surrealistycznych wymiarów ludzkiej seksualności, przy czym słowo krocze czy fiut nie są wcale najodważniejszymi.

Najpierw poczułem zaskoczenie. Naukowiec, chemik, pan nobliwy, siwawy, z dorobkiem, otoczony aurą szacunku, fantasta pełną gębą, pisze wiersze i to rubaszne? Nie stroniące od najbardziej intymnych zakamarków kondycji ludzkiej i w dodatku traktując je w sposób frywolny? Myślę, że jest to dobra lekcja dla wszystkich zahamowanych – nawet ludziom pozornie poważnym żadna tematyka nie jest obca, cień języka także, ba, osoby takie potrafią używać go z polotem. Nie po to kultura tworzy „kutasy” i „kurwy”, żeby ludzie nomen omen kulturalni się ich wystrzegali. Andrzej Zimniak potrafi tak użyć owych werbalnych chwastów, żeby i zapach miały odpowiedni, połysk i wszelki inny powab.

Autor wpada na zgoła fantastyczne pomysły – od możliwych do zrealizowania – vide panna strzelająca ogórkami za pomocą nie powiem czego, do pana grającego także nie powiem czym w golfa. Mamy tu zrosty nie w kroczu lecz w głowie, opowieści o zdradach na opak, o osobliwym badaniu ginekologicznym, nawet przeróbki Mickiewicza, gdzie Autor osobliwie upodobał sobie opis matecznika!

Jeśli chodzi o warsztat, to najpierw słowo wstępu. Sam nie lubię, gdy recenzent twierdzi, że moja powieść czy opowiadanie to „coś z Ixińskiego i coś z Ygrekmana”, drażnią mnie takie osądy, gdy wiem, że nie inspirowałem się ani panem na „X”, ani panem dzielącym pierwszą literę nazwiska z Yetim. Jednak pisząc o pazurze poetyckim Andrzeja Zimniaka zmuszony jestem użyć porównań, aby czytelnik mógł wyobrazić sobie, z jakim stylem mamy do czynienia. Zatem jest tu coś z Boya – tempo, werbalny skrót, i coś Gałczyńskiego – polot i dowcip. No sami popatrzcie:

Pewna dama

Żyła sama

Z psem.

W jedną noc kwietniową

Psu się znudziło

I już go nie było.

Dama była zła

Bo jakże tak

- w maju, bez psa!?

Zazwyczaj fraza jest czysta, dowcipna, naznaczona autentycznym poetyckim talentem. Autor potrafi język ożywić używając słów w nie do końca przepisowy sposób, ale nie przekraczając granicy zrozumienia czy werbalnej estetyki. Potrafi też przypomnieć niektóre zgrabne, ale zapomniane związki frazeologiczne.

Pewien myśliwy

Co kochał dziwy

Opowiadał przy winku

O niedźwiedziach kilku

O gadającym wilku

O powabnych łaniach

Które głaskał w żyta łanach

I o słoniach ludojadach

Które strzelał w Bieszczadach.

Kto dzisiaj pamięta, że strzela się nie tylko „do”, ale także „kogo, co”?. Dziękuję Autorowi za lekcję dobrej polszczyzny.

Dziękuję też za swoiste rozluźnienie kulturowego krawata, za demonstrację rozbijającą stereotypy. Za pokazanie, z uśmiechem na twarzy, że człowiek mądry i kulturalny potrafi się śmiać z siebie, z innych i z każdego tematu, bo tak de facto jest. Poznałem w swoim życiu wielu ludzi par excellence kulturalnych i tym różnili się od kabotynów i bigotów, że ogarniali całość egzystencji, a nie tylko jej akceptowalne społecznie, wygładzone elementy. Taki jest właśnie Andrzej Zimniak.

Ale jestem też na niego trochę zły. Czytając kilka fraszek przed drukiem, zachęcałem go do delikatnej redakcji niektórych wierszy, bo nie zawsze jest w nich zachowany rytm czy czysty rym. Niby są to drobnostki, bo mamy dwudziesty pierwszy wiek i kto by się przejmował liczbą sylab. Wiersze te, czytane na głos, brzmią bardzo dobrze, nieczyste metrum się zaciera. Ale ja się i tak przejmuję. Bo gdyby zrobić w niektórych utworach naprawdę niewielkie przeróbki, mielibyśmy do czynienia z wierszami dopracowanymi w najmniejszym szczególe, wręcz ikonicznymi.

Szkoda mi także, że w kilku miejscach autor użył zbyt kolokwialnych słów typu „super”, czy „na fula”. Wiem, że są to celowe zabiegi, mimo to akurat dla mojego ucha to nie brzmi. W wierszu każde słowo jest ważne. Oczywiście wcale nie muszę mieć racji. De gustibus itd. Mimo to mam nadzieję, że przy okazji następnych wydań Andrzej przyjrzy się jeszcze raz swoim dziełom i może tu i ówdzie coś zmieni – chociażby tylko po to, żeby zrobić mi przyjemność.

Ostatecznie mamy do czynienia ze zbiorem, który jest swoistym wydarzeniem. Autor Hard SF bawi się erotyką, językiem potocznym, dodaje do nich niestworzone pomysły, miksuje i serwuje barwną, zabawną intelektualną potrawę, która wywołuje uśmiech, rozluźnienie i  chęć sięgnięcia po coś mocniejszego, zwilżenia gardła i roześmiania się w głos. Bo życie jest zabawne!

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

Sceny usunięte

piątek, 6 Kwiecień 2012

Oglądałeś/łaś film „Wolverine – początek”? I wiesz, dlaczego główny bohater na samym końcu stracił pamięć? Na pewno? Jeśli nie widziałeś/łaś usuniętych scen, śmiem wątpić, bo znajdziesz tam zupełnie pominięty w wersji producenckiej wątek o procedurze usuwania wspomnień Wolverina, na którą protagonista się godzi i którą w części przechodzi. To dlatego pomysł, że strzał w głowę może dać w rezultacie utratę pamięci ma sens. Bez wątku z usuwaniem pamięci – nie bardzo. Bo skąd niby pewność, że silne uderzenie w czaszkę da akurat amnezję? Dla mnie był to niezrozumiały fragment kinowej wersji opowieści. Jak oni chcą to zrobić, myślałem, skąd pewność, że uszkodzą obszary pamięciowe?

Dlaczego wspomniane sceny usunięto? Cholera wie. Mam wrażenie, że po to, by zrobić z widza głupka, albo z innego powodu, jeszcze gorszego: dlatego, że producenci uważają widzów za idiotów, którzy niczego nie muszą rozumieć i łykną każdą nieścisłość. Takie podejście bardzo mnie denerwuje.

Obejrzałem ostatnio wersję rozszerzoną (tę „kolekcjonerską”) Avatara. I zgorzałem. Okazało się, że w wersji kinowej usunięto bodaj najważniejsze sceny tłumaczące motywy bohaterów i wiele innych spraw. Dlaczego Neytiri chce zabić Jake’a strzałem w plecy, dlaczego jest taka agresywna gdy ratuje mu w nocy skórę? Wersja kinowa tego nie wyjaśnia. Rozszerzona – już tak. Neytiri miała siostrę! Poważnie. I ta siostra zginęła zastrzelona przez ludzi. Gdzie? No właśnie. Tego także kinowy widz nie wie. Otóż w szkole, którą prowadziła nazywana przez Na’vi „matką” dr Grace Augustine, którą to placówkę w pierwszej kolejności odwiedza pani naukowiec, Norm Spellman i Jake Sully. Dopiero potem idą badać głębsze obszary dżungli. Neytiri była najlepszą uczennicą dr Augustine, dlatego tak ładnie mówi po angielsku. Niby szczegół, ale gdy patrzyłem na film po raz pierwszy, nie grało mi, gdzie i jakim cudem niebieska dziewoja nauczyła się języka Shakespeara. Czy Jake wie sam z siebie, jak się nazywa jego przyszła wybranka? Nie. Poznaje pełne brzmienie jej imienia, którego widz kinowy nigdy nie usłyszy, podczas pierwszej wieczornej biesiady wśród Na’vi. Pamiętacie latające góry? Założę się, że jednym z pierwszych nurtujących was pytań było „dlaczego unoszą się w powietrzu?”. Odpowiedź na to pytanie pada, oczywiście tylko w wersji rozszerzonej. One są napakowane unobtanium, który jest, uwaga, nadprzewodnikiem działającym nawet w wysokich temperaturach. Stąd efekt maglevu, dlatego właśnie mały okruch w biurze Parkera Selfridge’a, szefa placówki, lewituje nad podstawką. Proste. Wystarczyło jedno zdanie. Ale w wersji kinowej zostało usunięte, a to wielki błąd, bo świadomość, czym de facto jest unobtanium rzuca inne światło na cały świat Pandory, widz zaczyna lepiej rozumieć, skąd się wzięły łukowate skały przy Drzewie Dusz i wiele innych rzeczy. Przypominacie sobie stwierdzenie Jake’a, że stał się zimnym zabójcą, łowcą? Ja pamiętam swoje zdziwienie, bo scen polowania w kinowym Avatarze jest mało. Zdanie to pada w scenie lotu, sielskiej i w ogóle nie kojarzącej się z łowami. W wersji rozszerzonej fraza ta uzyskuje wyjaśnienie. Przed sekwencją lotu jest bardzo rozbudowana scena łowów, coś w rodzaju indiańskiego polowania na bizony. Sporo tam strzelania z łuków i zabijania dużych zwierząt. Stone cold killer? Ależ tak, ale po obejrzeniu tej sceny. Dlaczego Jake Sully jest taki odważny i zadziorny? Ma taki charakter. Ale zobaczyć to może tylko oglądacz wersji rozszerzonej  w scenach z Ziemi, gdzie Jake – kaleka ochoczo zaczepia i bije się z pełnosprawnym gburem, który przed chwilą spoliczkował swoją dziewczynę. Dlaczego seks Jake’a z Neytiri pieczętuje ich związek na wieki? Bo w trakcie zbliżenia łączą się końcami „warkoczy”, czyli ich powiązanie jest takie jak jeźdźca i powietrznego wierzchowca. Staje się to zrozumiałe pod warunkiem, że zobaczysz wyciętą scenę. Po tym, jak ludzie niszczą buldożerami Drzewo Dusz, Na’vi atakują i destruują kilka buldożerów, zabijają grupę ludzi. Opowiada o tym scena gdy wojownicy odjeżdżają po walce na tle płonących pojazdów, a potem wizja lokalna ukazująca przebitych strzałami żołnierzy i dymiące wraki. Na’vi nie są tylko ofiarami agresji ludzi. Sami też walczą, ale, znowu, w wersji kinowej tego nie zobaczysz. Dr Augustine twierdzi, że zniszczenie Drzewa Dusz było przemyślaną taktyką, bo ludzie wiedzieli, że w odpowiedzi niebiescy zaatakują i korporacja będzie miała pretekst do dużej napaści. Jest to logiczna i wiele wyjaśniająca konstatacja, ale jej także nie można w kinie ani na zwykłym DVD obejrzeć. Widz nie zobaczy też ostatnich chwil Tsu’Tey’a, który przeżył upadek z wielkiej wysokości, ale jest zbyt ciężko ranny, by się z tego wykaraskać. Przekazuje Jake’owi władzę nad plemieniem (sic!) oraz prosi go… o śmierć. Jake stosuje wobec niego eutanazję i dobija go tak jak Na’vi kończą cierpienia rannych zwierząt. Przedtem Tsu’tey zachęca go, mówiąc, że dzięki temu będzie zapamiętany (latał z Turuk Makto i Turuk był jego ostatnim cieniem) i twierdzi, że to jest dobre. Ta scena jest mocna i diablo ważna. Świadomość, że Jake będzie wodzem rzuca także inne światło na zupełnie ostatnią scenę: gdy jego nowe, żółte oczy otwierają się. Gdy widziałem film po raz pierwszy, wiedziałem, że Jake budzi się do nowego, fascynującego życia w nowym ciele i w nowym świecie. Teraz wiem, że budzi się także jego nieznana natura. „I am not the officer type” – mówi Jake do umierającego Tsu’Tey’a. Mimo to zostaje mianowany przywódcą. Dlatego jego otwarte oczy symbolizują także inną zmianę – wewnętrzną.

Nie wiem, o czym myślą producenci usuwając najważniejsze sceny z filmu, może o niczym. Może chodzi o zysk z wersji rozszerzonych, ale, na RanStone, przecież muszą się liczyć z recenzjami, ocenami filmu przed wypuszczeniem wersji rozszerzonych! Czy naprawdę uważają, że sceny wyjaśniające fabułę, intrygę tudzież motywy są nieważne???

Jeśli tak, to będę wznosił modły do Buddy, żeby trzymali się ode mnie z daleka. Nie chcę zostać zarażony ich sposobem myślenia.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 9.0/10 (1 vote cast)