Dzisiaj poruszę lżejszy temat, który nasunęło mi oglądanie serialu Californication. Widzimy tam Hanka Moody’ego, pisarza, Don Juana, moczymordę i skandalistę, który oprócz podbijania kobiecych serc i ciał, od czasu do czasu (w serialu w sumie raz), w wyniku natchnienia, pisze bestseller. Właśnie o pisaniu, zwłaszcza fantastycznym, chciałbym kilkoma uwagami się podzielić.
Z serialowej opowieści można wynieść wrażenie, że stworzenie powieści to rzecz prosta: kilka szklanek whiskey, papieros w ustach, siadamy do maszyny, spod palców na papier płynie poezja gorzka a głęboka, mija kilkadziesiąt godzin wytrwałego stukania i voila – mamy hit. Och, jak ja bym chciał umieć tak pisać. Ba, może to nawet osiągalne, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z literaturą głównonurtową, mówiąc inaczej – obyczajową. Nie wiem, czy, Drogi Czytelniku / Droga Czytelniczko zdajesz sobie sprawę, że pisanie „obyczajówek” w porównaniu z tworzeniem utworów science fiction jest z pewnego punktu widzenia niesłychanie łatwe.
Weźmy prostą scenę: „Zadzwonił telefon. Helena niechętnie podniosła słuchawkę. Głos mężczyzny i treść wypowiadanych przez niego słów sprawił, że na chwilę zamarła, po czym, nie zabierając nawet torebki, wybiegła na ulicę. Akurat przejeżdżała taksówka. Zatrzymała ją. – Na lotnisko! – krzyknęła.” Pisząc ten fragment autor nie musi wyjaśniać, czym jest „dzwonienie”, co to jest telefon czy lotnisko, nie musi opisywać wyglądu ulicy ani taksówki. Wszystko jest jasne, a obrazy, które czytelnik generuje w głowie – w miarę oczywiste. Gdyby spróbować przenieść tę sytuację do świata science fiction, mielibyśmy nie lada problem. Spróbujmy. „Helena usłyszała śpiewny sygnał telesensu. Niechętnie wydała mentalną dyspozycję przyjęcia połączenia. Pojawiła się przed nią półprzezroczysta twarz nieznanego mężczyzny. Nie czuła jego zapachu, więc zablokował ten kanał zmysłowy, jednak promieniowało od niego nienaturalne ciepło. Jego słowa spowodowały, że zamarła, po czym, nie zabierając nawet omnika, wybiegła z apartamentu zrywając połączenie w biegu. Zatrzymała się na tarasie. Niedaleko przelatywała automatyczna taksówka. Chciała ją przywołać, ale w tym momencie zorientowała się, że omnik zostawiła w mieszkaniu”… Kreując ten fragment, autor musi mieć świadomość, że gdzieś w tekście powinien umieścić wyjaśnienie, czym jest telesens i jak działa: że generuje obraz trójwymiarowy dzięki sprzężonym z nim soczewkom, które Helena nieustannie nosi na rogówkach, że używając go można selektywnie wybierać i blokować kanały zmysłowe, czyli, jeśli chcemy, odbiorca może nas tylko słyszeć, albo słyszeć i widzieć, a jeśli nie mamy nic przeciwko, także poczuć zapach nasz i pomieszczenia, w którym przebywamy, przyda się notatka, że omniki to medialne urządzenia zastępujące wszelkie współczesne elektroniczne bajery i tak dalej… Co krok, dosłownie co krok, to wysiłek wyobraźni, intelektu (by wizja była spójna) i pióra, bo niełatwo jest prowadzić narrację, w której nieustannie trzeba coś zgrabnie i szybko objaśniać. Tworząc futurystyczne wizje, autor powinien przemyśleć tysiące spraw: uwarunkowania socjologiczne, psychologiczne, ekonomiczne, kulturowe, technologiczne, fizyczne i wiele, wiele innych. Na każdej stronie musi się pilnować i pamiętać o stwarzanym przez siebie świecie. Wielokrotnie biedaczysko wraca do różnych fragmentów i przerabia je, zorientowawszy się, że czegoś tam nie uwzględnił. O, mógłbym pisać na ten temat jeszcze bardzo długo.
Reasumując, pisanie o wzlotach i upadkach, sercowych uniesieniach bądź porażkach, zmaganiach i dylematach w otoczce s-f, jest dużo trudniejsze niż we współczesnych plenerach. Być może Hankowie Moody’owie naszych czasów są w stanie w miesiąc napisać dobrą obyczajową książkę. Ale niech no spróbują zrobić to samo w sztafażu futurystycznym, a osiwieją.
Tak, tak.
PS. A do Hanka jeszcze sobie kiedyś wrócę…
Hanka Moody’ego
A, tak
. W V tomie opisuję wzorowaną na nim postać. Hanka Woody’ego. Stąd lapsus
.
Inna sprawa: jak dojedziesz do końca drugiego sezonu to się dowiesz jak marnym pisarzem (jakościowo) musi być Hank Moody. Zwłaszcza, że poznasz kontekst o czym pisze
Od końca drugiego sezonu oglądam serial jako historię marnego acz dawniej popularnego pisarza
Druga sprawa: opisujesz tylko kwestię technologiczną, bo w kwestii fabularnej jest na odwrót. Fantastyka pozwala mnożyć wątki (zaczerpnięte z domyślnie epickiej formuły) i stosować rozwiązania fabularne deus ex machina dzięki wprowadzeniu nowego urządzenia. Tutaj każdy może dodać, że tak jest w przypadku kiepskiej literatury – zgoda, ale my mówimy o pisaniu dobrej. W obyczajówce masz ograniczoną w gruncie rzeczy liczbę środków. Nie małą, ale wciąż ograniczoną. A to zwiększa trudność nawet bardziej niż potrzeba wytłumaczenia wynalazku.
Ja skończyłem już 4 sezon, jak sądzę, ostatni. Bardzo już kiepsko tam jest z poziomem, ale zakończenie jest dobre i w zastanawiający sposób pointuje całość.
Co do ilości środków w powieści obyczajowej… E, jakoś tego nie widzę. Na Ziemi jest tyle miejsc z taką niewiarygodną ilością detali “za darmo”, daj spokój. Bar. Pub. Dom. Mieszkanie. Hotel. Dom w lesie. Namiot. Restauracja. Stolik pod parasolem. Kabina jachtu. Ognisko. Popatrz, w ilu miejscach można “siedzieć i jeść”
. Każda z tych lokacji ma doskonale zrozumiałe, że tak powiem, niuanse: restauracja ma kuchnię i zaplecze i spiżarnię, namiot ma śledzie i linki i stelaż… ech, po prostu bogactwo! O jakich ograniczonych środkach mówisz, Laf?
. Kobieta – uczestniczka romansu – może być nauczycielką, studentką, lekarką, geolożką, może się interesować windsurfingiem, malarstwem holenderskim, speleologią, nurkowaniem, może lubić obuwie sportowe w tym Adidasy i Reeboki, albo torebki wyłącznie od Prady. To jest, bracie KOSMOS możliwości z opracowanymi nie przez autora, ale przez życie, blaskami, cieniami, kolorami i fakturami
.
Nie o środkach scenograficznych
Fabularnych. Nie jest to dogmat, o czym piszę, ale zauważam, że w fantastyce istnieje pokusa by pisać fabuły, które nie są “character driven” ale “invention/magic driven” i że ta pokusa jest niezwykle silna. Najlepsi pisarze się z tego wyłamują, ale tych zawsze jest mało. To oczywiście tylko obserwacja. Ale spróbuję ją ująć metaforycznie.
Słyszałem, że jednym z najtrudniejszych do opanowania języków jest zdaje się hawajski, bo ma małą liczbę sylab (chyba). Nie dlatego, że ciężko się go nauczyć (siłą rzeczy nauki musi być mniej), ale dlatego, że współczesnemu człowiekowi ciężko byłoby nim władać. Zdanie, które napisałeś jako przykład musiałoby być cholernie skomplikowane w hawajskim, prawda?
Wyobraź sobie, że masz do przekazania problem/przekaz/morał. Masz np. “Amerykańscy bogowie” Neila Gaimana (przykład z głowy) i piszesz dwie książki na podstawie pomysłu, który legł u podstaw – zamierania kultur i tradycji na amerykańskiej ziemi. Jedna fantastyczna (taka jak powstała) i druga realistyczna (jaka mogła powstać, Gaiman o takiej możliwości wspominał). Nie mówię o atrakcyjności pomysłu ani scenografii. Chodzi mi o opowiedzenie historii na dwóch zestawach zasad. Wersja fantastyczna mogła posiłkować się metaforami, strukturami mitycznymi widocznymi gołym okiem itp. Fantastyka pozwalała na upraszczanie i to upraszczanie służyło fabule. A gdyby spróbować napisać tę powieść środkami realistycznymi? bez metafor? bez struktur mitycznych? Na bazie samych postaci? Książka byłaby dłuższa, byłaby też trudniejsza w odbiorze jak sądzę. Bo możliwości i rozwiązań fabularnych byłoby mniej. Co z tego, że zawodów i miejsc jest multum? Uważam, że im mniej środków fabularnych (prowadzenia fabuły, rozwiązywania wątków) tym większy poziom trudności.
louder@worrying.overflowed” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó….
circumstances@grown.mahua” rel=”nofollow”>.…
thanks for information!…
pummeled@parted.analyzing” rel=”nofollow”>.…
ñïñ….
comtemporary@clearance.cowboys” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó!…
replenish@timeworn.contradicted” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó….
full@hallowells.luniversite” rel=”nofollow”>.…
tnx for info!!…
incinerator@wac.cozier” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó!!…
stateless@armide.modern” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó….
ruddiness@hempel.visitors” rel=”nofollow”>.…
ñïñ!!…
adversary@throwin.milton” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó!…
digital@appendixes.karl” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó!!…
pitches@dost.electrical” rel=”nofollow”>.…
thank you!!…
compulsions@atherton.grasp” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó….
freeze@capitalists.footage” rel=”nofollow”>.…
tnx for info….
fagets@gawky.imposition” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó!…
shotshells@regency.condemning” rel=”nofollow”>.…
ñïñ!!…
ruefully@impoverished.meditation” rel=”nofollow”>.…
tnx….
flumenophobe@uremia.psychiatrists” rel=”nofollow”>.…
thanks!!…
orthicon@advisability.reedbuck” rel=”nofollow”>.…
ñïñ!!…
tableau@lauritz.capture” rel=”nofollow”>.…
thanks for information!…
rafer@fondness.bondsmans” rel=”nofollow”>.…
good!!…