Niedawno oglądałem nudny film o człowieku, który postanowił urządzić sobie pogrzeb za życia. Idea z początku wydaje się dziwna, a potem, po chwili refleksji, okazuje się całkiem sensowna: po co umarlakowi mowy pogrzebowe, miłe słowa, wspominki? Czy nie chętniej wysłuchałby ich na żywo?
No właśnie. Człowiek jest podwójną tajemnicą. „Każdy jeden”, jak mawiał nieżyjący już mąż ciotecznej siostry mojej żony. Dlaczego podwójną? Bo z jednej strony praktycznie nikt nie wie, co w sobie kryje, nawet jego partnerka / partner, a z drugiej on sam nie ma pojęcia, co sądzą o nim inni, jak go widzą, co o nim mówią, gdy go z nimi nie ma, a że mówią co innego niż w jego obecności, to raczej oczywiste.
Dlatego dwie tajemnice.
Życie cywilizowanego homo to labirynt masek, które zakładane są, by sprawiać dobre wrażenie, by robić innym przyjemności, by nie mówić tego, co się myśli naprawdę, społeczne życie jawi się niczym gabinet luster, z których każe odbija inną personę, inną perspektywę, inną prawdę, a wszystkie są półprawdami i półbytami.
Torkil Aymore, moje alter ego opisane w sadze o gamedeku, ma być może więcej moich cech niż te, które prezentuję podczas społecznego życia. To on, nie ja, spacerując po deptakach Genei zastanawia się, czy jest ktoś taki na świecie, kto wie, jakiej muzyki słucha, gdy jest sam, co czuje, gdy patrzy w niebo (i na piękne kobiety), gdzie błądzą jego najbardziej intymne myśli. I dochodzi do słusznego wniosku, że nie ma. Że jest sam.
Nie chciałbym czekać do pogrzebu, by się dowiedzieć, co o mnie naprawdę sądzą inni, nie chcę też, by sami dowiedzieli się dopiero w zaświatach, kim jestem w środku. Chciałbym o tym opowiedzieć, ale wszystko jest kwestią interpretacji i nastroju, więc może rzeczywiście lepiej czytać gamedeka i tam zaglądać między słowa, niż pytać: „kim jesteś, Marcinie”, bo odpowiedź, jakiej udzielę, będzie chybiona.
Co wiem na pewno? Moja matka była nauczycielką w studium wychowania przedszkolnego, ojciec odkąd pamiętam – rencistą chorym na serce, wcześniej inżynierem konstruktorem. W mieszkaniu o powierzchni 29 metrów kwadratowych wychowywałem się wraz ze starszą o 8 lat siostrą i dwoma psami rasy terier walijski, oraz okresowo ze szczeniaczkami tychże, bo były to suczki.
Moi rodzice nie mieli pieniędzy. PRL nie sprzyjał dorabianiu się idealistów, a takimi byli i takimi pozostali twórcy moich dni. Bardzo skromne życie odcisnęło na mnie z pewnością jakieś piętno: banany tylko w święta, podobnie pomarańcze i orzechy. Szynkę widywałem głównie w gościach. Nosiłem garderobę z przypadku, czasami dziwną, czasami za dużą, często naprawianą. Fakt, że nie chodziłem na religię także nie pozostał bez echa: nazwano mnie „Żydem” i wiele dzieci nie chciało się ze mną bawić. Gdy kończyłem podstawówkę, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo zostawiałem swoje „żydostwo” i częściowo niezbyt szczęśliwie dobierane ubrania, bo świadomość tego, jak wyglądam zaczynała się we mnie niejako rozbudzać.
W liceum poznałem Anię, swoją obecną żonę. To był jaśniejszy okres życia. Na studia medyczne poszedłem nie dlatego, że mnie interesowały, tylko z tego powodu, że moi rodzice zaproponowali ten kierunek. Byłem grzeczny i układny. Gdy skończyłem staż (7 rok nauki), stwierdziłem, że nie mogę być lekarzem i zatrudniłem się w firmie farmaceutycznej. Nie muszę wspominać, że nie było to dobrze przyjęte przynajmniej przez jedną drugą stanu moich rodziców.
Pracy nie lubiłem. Uważałem, że jest wątpliwa moralnie. Robiłem co mogłem, by pogodzić sumienie i zobowiązania wobec pracodawców. Po sześciu latach prób i błędów założyłem własną firmę szkoleniową, która do dzisiaj jest jednoosobowa, bo trudno mi znaleźć człowieka, który ma podobny warsztat do mnie (na studiach uczestniczyłem w wielu szkoleniach Studenckiej Szkoły Higieny Psychicznej, które w dość istotny sposób mnie ukształtowały).
W międzyczasie zacząłem pisać. Moje pierwsze dwie powieści zostały odrzucone. Dopiero opowiadania doczekały się aprobaty, ale zanim dopukałem się do drzwi pism branżowych, upłynęło ładnych parę lat prób i niepowodzeń.
Teraz piszę sagę, która ma grono zwolenników, nawet fanów i arcyfanów, którym wdzięczny jestem za wsparcie, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że Gamedec osiągnął sukces komercyjny. Jest to na razie jedyna fantastyczna wizja, jaką stworzyłem. Wierzę w jej urodę i przekaz, inwestuję w nią czas i pieniądze, ale tylko moi najbliżsi wiedzą, ile de facto na nią wydałem i w jakim stopniu wysiłki te się zwróciły.
Tak, gdy spotykam się ze znajomymi, uśmiecham się, słucham ich, jestem pogodny, nawet wesoły. Co innego pozostaje w życiu robić, jak nie inspirować i wspierać innych? Co innego pozostaje, jak nie pracować i tworzyć to, w co się wierzy? Ponieważ mój wysiłek skierowany na to, co kocham najbardziej, nie przynosi sensownych dochodów, dość intensywnie pracuję jako szkoleniowiec. Mam na tym polu chyba duże sukcesy, bo różne trenerskie firmy zapraszają mnie do współpracy i cieszą się, gdy nie odmawiam. Trenerstwo nie jest jednak moją wielką pasją. Oczywiście wykonuję tę pracę najlepiej, jak potrafię, bo inaczej nie umiem, jednak gdybym mógł, pewnie oddałbym się twórczości i tyle.
Ale nie mogę.
O życiu rodzinnym nie jestem gotów pisać, zresztą tu akurat wszystko układa się bardzo dobrze (mowa o najbliższej rodzinie), chociaż warto nadmienić, że w tych stromych górach nic samo się nie dzieje, nic też z przypadku się nie poprawia. Trzeba na tym polu pracować i je pielęgnować, bo bardzo szybko może wyrosnąć na nim jakiś kąkol albo inny chwast.
Staram się dbać o ciało – robię pompki, tzw. „brzuszki” i inne wygibasy, by trzymać formę i sensownie wyglądać – widok zaniedbanego grubaska w lustrze mógłby mnie dobić.
Kim zatem jest Marcin Przybyłek? Ot, człowiekiem zarabiającym na życie, dbającym w miarę sił o rodzinę, poświęcającym czas i energię na twórczą pasję, nie zaniedbujący ciała, czyli starający się nie puścić żadnego z tych „sznurków” i w miarę możliwości stroniący od narzekania. Bo inni patrzą i być może czegoś się uczą. A jeśli tak, to chyba najważniejszą rzeczą, jaką chciałbym przekazać młodszym bądź chwiejącym się, streszcza zdanie, które kilkakrotnie powtarzam w „Sprzedawcach lokomotyw”:
Trzymaj pion.
Obejrzyj film “Walking tall” z Derokiem w roli gównej Poprawił mi humor.
Podsumowanie jest takie, że trzeba Ci wielkiej drewnianej pały, a utrzymasz pion (i choć Freud by tu zacierał ręce, ewentualnie zapalał właśnie swoje 13te cygaro, to nie o taką pałę tu chodzi…).
Uważam, że twórczość Ci wychodzi jak najbardziej, chociaż nie jest ona dla każdego. But keep that work as long as you can, mate – bo co ja będę czytał w wolnych chwilach?
gotten@thermostat.inquisition” rel=”nofollow”>.…
благодарствую!!…
extrovert@composer.rush” rel=”nofollow”>.…
good!!…
unpunished@rte.effortless” rel=”nofollow”>.…
good!…
queer@heathen.cosmopolitan” rel=”nofollow”>.…
thank you….
affair@ximenez.infective” rel=”nofollow”>.…
благодарствую!…
deprecation@firmer.mornings” rel=”nofollow”>.…
спс за инфу….
dances@tracts.abstractionists” rel=”nofollow”>.…
благодарю….
jiu@hoping.ships” rel=”nofollow”>.…
ñïñ!!…
arbritrary@bergs.chubby” rel=”nofollow”>.…
ñïñ….
burnham@anglican.physically” rel=”nofollow”>.…
ñïàñèáî!…
corpses@armorys.expressionist” rel=”nofollow”>.…
good!…
visitors@ref.aaa” rel=”nofollow”>.…
thank you!…
submucosa@korean.petitioned” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó!…
chiaromonte@probe.bolshoi” rel=”nofollow”>.…
ñïàñèáî çà èíôó!!…
facaded@emption.eye” rel=”nofollow”>.…
thank you!!…
gouldings@snoop.orchestral” rel=”nofollow”>.…
ñïñ….
kingwood@serene.remarrying” rel=”nofollow”>.…
tnx for info!…
bygone@somebodys.sabine” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó….
kodyke@waiter.undergo” rel=”nofollow”>.…
áëàãîäàðñòâóþ!…
encyclopedia@delicate.restrains” rel=”nofollow”>.…
áëàãîäàðñòâóþ!!…
seeking@uniform.therapists” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó!…
briefing@muscle.disbelieves” rel=”nofollow”>.…
tnx for info!…
unreleased@injured.roys” rel=”nofollow”>.…
áëàãîäàðþ!…
sided@patmore.doubte” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó!…
cures@estellas.covenants” rel=”nofollow”>.…
ñïñ çà èíôó….
lies@global.hester” rel=”nofollow”>.…
ñïàñèáî çà èíôó!…
brindisi@liquidations.wednesdays” rel=”nofollow”>.…
ñïñ….
veers@drawback.hypocellularity” rel=”nofollow”>.…
hello!…
nareb@dislocations.competent” rel=”nofollow”>.…
thanks!…
sustenance@independent.plinking” rel=”nofollow”>.…
tnx for info!!…
reassign@sandbars.jangling” rel=”nofollow”>.…
áëàãîäàðåí….
brokenly@herring.sarpsis” rel=”nofollow”>.…
ñïñ!!…
yugoslav@drudgery.slaked” rel=”nofollow”>.…
ñýíêñ çà èíôó!!…