Fale losu

Czasami widzę, głównie w telewizji, ludzi, którzy z dumą oświadczają: zawsze osiągam to, czego chcę. Patrzę na nich i jakoś trudno mi odnaleźć w ich twarzach myśl. Facjaty są z reguły jakby grubo ciosane, pozbawione subtelności. Mam znajomych, którym życie układa się w miarę pomyślnie. Niektórzy z nich wydają się być bardzo pewni siebie, miewają radykalne poglądy i generują stanowcze stwierdzenia, bo wydaje im się, że wszystko wiedzą. Pamiętam koleżankę, która dziwiła się, gdy opowiadałem, jakim małym szatanem jest moja córeczka (jako trzylatek). Znajoma zachowywała się, jak specjalista od IT w dużej firmie: „Szwankuje ci ta aplikacja? Dziwne, u mnie działa.” Dopiero, gdy urodziło jej się trzecie dziecko, tym razem zupełnie niepodobne temperamentalnie do poprzednich, powiedziała, że zaczyna mnie rozumieć i że gdyby to było pierwsze, nie zdecydowałaby się na następne.

Często pytają mnie młodzi ludzie na szkoleniach: z kim lepiej się związać – z kimś podobnym do siebie, czy wręcz przeciwnie? Odpowiadam mniej więcej tak: jeśli wejdziesz w związek z osobą podobną, życie będzie słodkie, ale będziesz miał mało bodźców do rozwoju. Jeśli zaś spleciesz swoje losy się z kimś różniącym się od ciebie, nie zawsze będzie miło, ale wiele rzeczy zrozumiesz.

Patrzę na życie swoje i innych ludzi i zaczynam dostrzegać, w miarę upływu lat, pewną prawidłowość: jeśli los pokarze nas tak zwaną pomyślnością, czyli ułoży się zbyt dokładnie wedle naszych zamiarów i planów, stajemy się zadufani, rośniemy w siłę i puchnie w nas przekonanie, że przyszłość jest plastyczna, można ją kształtować wedle swojego widzimisię, a ci, którzy myślą inaczej, bo na przykład opatrzność ich pokarała, najprawdopodobniej sami sobie na to zasłużyli, na przykład niezbyt optymistycznym myśleniem wprzód. Widzę w ich zachowaniu i postawach małpią głupotę (tu obrażam małpy. Mam nadzieję, że jeśli to przeczytają, wybaczą mi) i zupełny brak rozwoju. Bo jak tu się rozwijać – czyli zmieniać – jeśli wszystko układa się po myśli? Człowiek, który wciąż zwycięża, odnosi sukcesy, nie musi niczego w swoim wnętrzu modyfikować. Wszystko jest idealne.

Mam znajomego o konserwatywnych poglądach, właśnie odnoszącego sukcesy, prującego fale losu niczym potężny pancernik niezbaczający z kursu nawet o metr. Obserwuję jego małego synka, którego zachowanie nie wyklucza ewentualności, że wyrośnie na bardzo miłego geja (chociaż równie dobrze może z niego być wrażliwy heteryk, to też się zdarza). Lubię sobie wyobrażać wariant przyszłości, w którym mina mojemu znajomemu rzednie, bo dowiaduje się od latorośli, że lubi chłopców. Yamato uderza o potężną skałę, kapitan wydaje rozkazy łatania dziur, dowództwo rozpatruje nowy kierunek rejsu. Skończyło by się chodzenie do kościoła, wyznawanie pararepublikańskich poglądów, wiele rzeczy ległoby w gruzach. Ale zacząłby się rozwój, który niewątpliwie przyczyniłby się do poszerzenia horyzontów mojego kolegi.

Gdy o tym wszystkim rozmyślałem siedząc wraz z żoną na tarasie i łapiąc ostatnie ciepłe promienie słońca tego sezonu, powiedziałem: „Wiesz, nie jest dobrze, gdy życie układa się za bardzo po myśli. Wtedy człowiek sztywnieje w przekonaniach, głupieje zamiast się rozwijać. Dobrze jest, gdy musimy czasami borykać się z przeszkodami. Tylko dzięki temu wzrastamy.” Oto, co odpowiedziała: „Ale los bardzo rzadko układa się tak, jakbyśmy chcieli. Przynajmniej o to nie musimy się martwić.”

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

4 odpowiedzi do “Fale losu”

  1. Barbara mówi:

    Duzo racji w tym opisie….
    Jak ja mysle o swoim zyciu, a zdaza sie to z wiekiem coraz czesciej, dochodze do wniosku, ze pomimo wielu zawirowan i trudnosci fale losu wyrzucily mnie na zaciszna plaze. Chyba wlasnie tu chcialam sie znalezc, chociaz trudno byloby powiedziec, ze sobie to zaplanowalam. Mysle, ze ksztaltujemy swoja przyszlosc ale tak wiele zalezy od przypadku…
    Czasem wydaje mi sie tez, ze jesli dobrze mi sie uklada, to zaczynam myslec, ze tego wlasnie chcialam, chociaz to nie jest wcale prawda. Jak to w starym powiedzonku: jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma :-)

  2. Zimniak mówi:

    “Wszystkiego w miarę – przysłowie to stare”. Jeśli za dużo będzie tych rozwojowych stresów, odstawią człowieka do czubków, jak za mało – rozpłynie się w narcystycznym samozadowoleniu. Prof. Dąbrowski się kłania, ale wg mnie to wciąż tylko hipoteza. Tu ciśnie się pytanie: czy choroba (cierpienie) wyzwala twórczy potencjał, a “w zdrowym ciele zdrowe ciele”? Też chyba sprawa indywidualności i osobowości podmiotu.

    A przy okazji, Marcinie – jakbyś zajrzał na mojego bloga http://andrzej-zimniak.blogspot.com/ , bardzo radbym poznać Twoją opinię (lekarza) nt. wpisu o chlebie. Ściskam!

  3. imigrant mówi:

    Bynajmniej!
    Sądzę, że najtrafniejszym jest powiedzenie, żeby nie osiadać na laurach. I to jest właśnie zachęceniem do dalszego rozwoju. A osiąganie sukcesów jest tym, jak jest nazwane: “osiąganiem” sukcesów, nie nie-wymagającym-rozwoju otrzymywaniem!

    W poście jest zawartych parę myśli, między innymi krytyka ludzi zbyt pewnych siebie i przeceniających możliwoci, albo wygłaszających mądrości- ale bez przemyślenia.
    To wszystko się zgadza.
    Ale nie zasługuje na krytykę to, że komuś dobrze się żyje ze swoimi poglądami. Oczywiście, poglądami popartymi sensownymi argumentami, ale to inna historia.

    Różnie układają się zakręty zyciowe. Niektórzy sami sobie ich dokładają.. Na uznanie (nie zazdrość) zasłguje to, jak czyjeś zakręty z zewnątrz wydają się dłuuugą prostą!

  4. vidmo76 mówi:

    Ładnie to ujęte, chyba rozwinę te myśli autora na forum pewnym.

Dodaj odpowiedź


dziewięć − 2 =