Klaskaniem mając obrzękłe prawice…

Klaskaniem mając...

Klaskaniem mając...

Klaskaniem mając obrzękłe prawice… – pisał Cyprian Kamil Norwid opisując znudzony lud wołający o czyny. Cytat ten zawsze mi się jednak kojarzył inaczej – z gawiedzią podnoszącą entuzjastyczną wrzawę na widok zjawiska na to nie zasługującego. Mam wrażenie, że w środowisku zwanym fandomem (cokolwiek to jest i jakąkolwiek przyjąć definicję tego słowa) doszło do zakłamania. Ważne wartości zostały przykryte kocem racjonalizacji (w psychologicznym rozumieniu tego słowa). Racjonalizacja to jeden z mechanizmów obrony osobowości, dzięki któremu sami oszukujemy siebie – stwarzając logiczny wywód przekonujemy siebie i innych o słuszności swojego postępowania, mimo, że czujemy, że jest ono niewłaściwe. Na przykład porzucony chłopak mówi o byłej dziewczynie, że to „ździra”, a jeszcze wczoraj twierdził, że żyć bez niej nie może, kobieta, której nie stać na ładną bluzkę, twierdzi, że i tak nie miałaby jej do czego nosić, człowiek, który przed chwilą pobił niewinnego obywatela, argumentuje, że należało mu się, sam się prosił itd.

Coraz częściej czytam w internecie wpisy o wydźwięku mniej więcej takim: warto „walczyć” o nagrodę Zajdla, nie ma niczego złego w zaganianiu fanów do urn, trzeba dbać o własne „interesy”, a autorzy, którzy tego jeszcze nie pojęli, niech się obudzą i nie mają za złe innym, że to robią. Takie teksty budzą we mnie wyobrażenie osób, w których głowach schematy poznawcze związane z wartościami zostały wyparte gdzieś do piwnic psyche, a na wierzchu zostały billboardy reklamowe i komercyjny zgiełk.

Bo w miejscu, gdzie powinna być mowa o tym, który tekst niesie największą wartość, jest argumentacja biznesowa.

Nieodmiennie przychodzi mi do głowy słowo „korupcja”, ale w trochę innym znowu znaczeniu, niż powszechnym. Zazwyczaj korupcja kojarzy się z łapówką: ja ci dam dwieście tysięcy złotych, ty mi załatwisz wygraną w przetargu i tak obaj wygramy. Istnieje jednak jeszcze jeden rodzaj korupcji – korupcja psychologiczna – wewnętrzna i zewnętrzna. Ta pierwsza zachodzi, gdy sami stajemy się skorumpowani, sami sprzeniewierzamy się wartościom, a ta druga, gdy swoimi czynami przyczyniamy się do skarlenia kogoś drugiego. Od czego się zaczyna proces korupcji? Od zastraszenia? Próby przekupstwa? Nic podobnego. Zaczyna się od uśmiechu, miłej rozmowy, ciepłej wymiany zdań, budującego dialogu na forum, komplementu, podbijających ego fraz, wypitego wspólnie piwa jednego i drugiego, zaproszenia do domu, wizyty we wspólnie odwiedzanym miejscu i tak krok po kroku dochodzi do powstania zażyłości, która, chcemy, czy nie może doprowadzić do korupcji. Nie musi, ale może i często prowadzi. Co bowiem się dzieje, gdy już będziemy mili, gdy już wypijemy masę piw z potencjalnymi „ofiarami” (korupcji), gdy staniemy się ludźmi lubianymi, nawet szanowanymi w środowisku? Ano, gdy poprosimy o głosowanie na naszą książkę, czy opowiadanie, pozyskamy masę głosów. I o to chodzi, prawda?

Właśnie nie o to.

Dopóki jesteśmy fajnymi kumplami przy wshiskey i rozmawiamy o filozofii – jest okej. Ale gdy idzie o nagrodę dla książki roku, dla opowiadania roku, o nagrodę, której przyświeca postać Janusza Zajdla, który w swoich dziełach walczył z zakłamaniem, obłudą, głupotą i tępym ludem, który klaskaniem mając obrzękłe prawice skanduje „niech żyje”, chociaż powinien krzyczeć „hańba!”, gdy idzie o nagrodę, której patronuje pani Jadwiga Zajdel, kobieta mądra i myśląca, już „nie o to chodzi” i nigdy nie chodziło. „Książka roku”, „opowiadanie roku”, to w domyśle powieść i opowiadanie najlepsze. Po prostu najlepsze. Taka jest idea tej nagrody – szukamy najlepszych tekstów i je nagradzamy. Dlaczego? Bo po pierwsze najlepsi zasługują na aplauz, po drugie to nasza wizytówka poza granicami kraju – ludzie za granicą na podstawie nagrodzonych tekstów wyrabiają sobie opinię co do poziomu naszej fantastyki, po trzecie, no właśnie. Co po trzecie?

Wyobraźmy sobie, że o statuetkę „walczą” różne wydawnictwa i autorzy. Piją z fanami piwo, robią wpisy na facebooku, wrzucają skany okładek, otwarcie proszą o głosy. Czy jest to fikcyjny obraz? Nie, to już się dzieje, nie od dzisiaj. Ba, sam w tym uczestniczyłem, ale wreszcie się obudziłem, w zupełnie innym tego słowa znaczeniu, niż kilka akapitów wyżej. Wyobraźmy sobie, że wygrywa autor X i autorka Y. Wyobraźmy sobie szalejący tłum fanów, wzniesione ręce zwycięzców, uśmiechnięte buzie wydawców. I zadajmy sobie pytanie: Z CZEGO ONI SIĘ, DO CHOLERY, CIESZĄ?

  1. Z tego, że wygrały NAJLEPSZE teksty?
  2. Z tego, że wygrały ICH teksty?

Idę o zakład, że wyłącznie z drugiego powodu, często podpartego racjonalizacją, że przecież ich teksty wygrały nie dlatego, że przedtem miała miejsce wielka kampania korupcyjna, ale dlatego, że są zwyczajnie najlepsze, ale to, niestety, często tylko mechanizm obrony osobowości. Zwycięzcy zachowują się, jak kierowcy formuły jeden, którzy wygrali wyścig, a przecież, do diabła, TO NIE BYŁ WYŚCIG! W idei nagrody dla książki / opowiadania roku nie chodzi o to, by wygrać plebiscyt! Nie chodzi o to, by go wygrać! Chodzi o to, by czytelnicy, kierując się WYŁĄCZNIE jakością tekstów, kierując się WYŁĄCZNIE osądem na temat POWIEŚCI / OPOWIADAŃ, nie autorów i autorek, starając się nie poddawać MODOM wykluczającym pewnych autorów i autorki poza margines uwagi, nie dając posłuchu UPRZEDZENIOM wobec autorów / autorek nielubianych, zagłosowali po prostu na najlepszy utwór! O to w duchu tej nagrody chodzi. O najlepsze teksty, a nie autorów najpopularniejszych i najsympatyczniejszych, korumpujących lud, który zamiast klaskać, powinien zacząć myśleć i wrócić do wartości.

Ktoś mógłby powiedzieć: ale zaraz, o co tyle krzyku? Przecież od dawna wiadomo, że „Zajdel” to plebiscyt, od dawna wiadomo, że to „nagroda uznaniowa” itd. Gdybym był Januszem Zajdlem, na dźwięk takich słów przewróciłbym się w grobie, a potem wylazł z niego i gromkim głosem zawołał: w takim razie proszę zaprzestać używać mojego nazwiska! Ktoś może powiedzieć: ale o co tyle hałasu? Przecież czasami nagrody dostają rzeczywiście rzeczy na to zasługujące. Tak, czasami tak jest. Ale nie zawsze. Ktoś może powiedzieć, no to po co w ogóle się produkujesz, Ann?

Napisanie książki to nie jest czynność typu „szast prast”. To kawał życia. W przypadku niektórych pismaków dwa – trzy lata. To udręka, poświęcenie i wybór. Autor / autorka jest w stanie w ciągu swojego życia napisać określoną liczbę dzieł. Dziesięć, piętnaście, czasami więcej. Za każdym razem jest to wielki wysiłek, no, chyba, że mamy do czynienia z grafomanami, którzy piszą rzeczy niezbyt ambitne. Pisarze, jak my wszyscy, potrzebują docenienia swoich wysiłków. Dostrzeżenia. Nie chcą być pomijani. Jeśli zdarzy im się napisać tekst wybitny, ale wskutek tego, że „to przecież nagroda uznaniowa”, zostanie on pominięty przez skorumpowaną gawiedź, jeśli zdarzy się to raz, drugi raz i trzeci, to ta zabawa, ten „plebiscyt” stanie się ich torturą. Zabraknie im sił, by pisać dalej, przestaną wierzyć we własne siły. Nie będą rozumieli, dlaczego nie są dostrzegani, dlaczego nie są doceniani, dlaczego ta „nagroda” idzie wciąż w inne ręce. W końcu mogą popaść w melancholię, zgorzknienie, bo ktoś podeptał ich marzenia. Czy podeptał celowo? Ależ nie. Czy złośliwie? Rzecz jasna nie. Podeptał przy okazji wielkiego, skorumpowanego „hurra!” i wrzawy oklasków. Czy tego chcemy? Czy tego właśnie chcemy? „Zabawy w Zajdla”, podczas której możemy nie dostrzec najlepszych?

Zagłosowałem na nagrodę im. Janusza Zajdla raz. Jak? Nieuczciwie. Dlaczego nieuczciwie? Bo nie czytałem nominowanych utworów. Oddałem głos na kolegę. Zaganiałem swoich czytelników do urn. Prosiłem, by głosowali. Zachowywałem się w sposób korupcyjny. To, że nie miałem na tym polu żadnych sukcesów (żadnych nominacji) nie usprawiedliwia moich czynów. Dopiero w tym roku się „obudziłem”. Być może ktoś zauważył, że nie odezwałem się ani słowem odnośnie nagrody i ani razu o nic nie prosiłem, nawet nie linkowałem strony z głosowaniem. Stwierdziłem, że nie mogę tak dłużej postępować, bo to szkodliwe – dla mnie i dla tych, którzy moim namowom ulegną. Stanę się człowiekiem korumpującym i będę miał kłopoty ze spojrzeniem w lustro, a oni zostaną skorumpowani – w dobrej wierze, w poczuciu walki o swojego ukochanego autora, ale nie o to w tej nagrodzie chodzi. Nie chodzi o ukochanego autora tylko o najlepsze utwory.

„Niech wygra najlepszy” – to piękne hasło, które, nie wiedzieć dlaczego, zostało w dzisiejszych czasach zapomniane i zastąpione innym: „Niech wygra MÓJ AUTOR”.

Nie.

Dopóki to się nie zmieni, mówię temu biegowi świń do koryta “nie”.

I żeby nie było, że jestem święty: sam byłem świnią, ale dałem sobie w ryj.

VN:R_U [1.9.1_1087]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

18 odpowiedzi do “Klaskaniem mając obrzękłe prawice…”

  1. Jaxa mówi:

    Sama prawda!!! Nie mogę słuchać, kiedy ludzie mówią “przecież to plebiscyt”. To trochę tak, jak mówić o łapówkach “przecież wszyscy dają”. Owszem, teraz Zajdle to może zwykły konkurs piękności, ale przecież nie powinno tak być i nie powinniśmy się na to draństwo godzić. Przeciwnie: powinniśmy walczyć o to, żeby nagroda pełniła swoją funkcję, zamiast machnąć ręką i oddać ją bez walki kręgom znajomych i fanów kilku autorów.

    A dlaczego? Główny powód jest w tekście. Dzisiaj pisanie nie przynosi już polskim autorom nic. Ani pieniędzy, ani sławy, ani uznania w społeczeństwie, bo nawet takiego Dukaja w sondzie ulicznej będzie znało 3-4% ludzi. Jedyne co im zostaje to prywatna satysfakcja i nagrody / recenzje. Jeśli pojawi się genialny ale mało znany debiutant albo jeśli jakiś autor napisze prawdziwe opus magnum, to środowisko fanów powinno uznać to choćby nominacją lub symboliczną statuetką. Bez tego autorom nie zostaje już nic. I dlatego odbieranie im szans przez ludzi, którzy uruchamiają przy okazji Zajdla wielkie marketingowe maszyny, to draństwo.

    Nigdzie w regulaminie Zajdli nie ma informacji, że to nagroda dla “najpopularniejszego autora”. Jest tylko, że jest nagrodą fanów. To natomiast powinno znaczyć aktywnych, doświadczonych i bezstronnych czytelników fantastyki, a nie fanów jednego autora lub książki.

  2. Martin mówi:

    Witam

    Tekst do łyknięcia jakby pojawił sie jakieś 6 miesięcy temu. Dziś – sorry – pachnie żalem i atakiem personalnym w dodatku przerysowanym.
    Opiera się on na kilku brzydkich założeniach :
    - autor X nie ma określonego sposobu życia i pomysłu na siebie nie uprawia frateryzację z fanami w jednym cynicznym celu – skorumpowac ludzi – zdobyc Zajdla! Rozmowę z kimś z kim siada do piwa zaczyna od pytan kontrolnych – jedziesz na Polcon? – Nie – To nie mam dla Ciebie czasu.
    - zakłada, że ludzie jadący na Polcon to osoby o słabej woli, które choc czytały tekst jaki podobał im się bardziej niż autora X, to jednak nie, zagłosują na tekst napisany przez kogoś kogo znają, choc uznają ten tekst za słabszy? Naprawdę?!
    - piszący załamują się nie dostając Zajdla? To straszne, gdyż dostaje jeden tekst.
    - Bylem parę razy na Polconie, a znajomi jeżdżą regularnie i nigdy nie widziałem/słyszałem aby Kuba namawiał kogoś aby głosował na konkretny tekst.
    - oczekiwanie od glosujących aby mieli przeczytane wszystkie teksty i próbowali byc obiektywni (co to niby znaczy?) wbrew swoim gustom?

    Nie wiem może przesadzam ze swoją oceną pana wpisu ale tak go odebrałem.

    PS. Wierze też że większośc ludzi jadących na Polcon ma własną wolę i gust, a nie są prymitywnymi organizmami reagującymi na – było piwo – jest głos.

  3. Jerry Bremer mówi:

    Mam wrażenie, że jest pewna niekonsekwencja w wymaganiu od autorów aby zaprzestali reklamowania siebie (owej “korupcji”, która w gruncie rzeczy jest właśnie reklamą/budowaniem marki), przy jednoczesnym twierdzeniu, że istnieją, lub mogą istnieć autorzy wybitni, a pomijani i niedostrzegani.

    Jeśli napiszę książkę (co niewątpliwie kiedyś nastąpi), to niezależnie od jej wartości – lepsza będzie czy gorsza, nieważne – oceni ją tyle osób, ile ją przeczyta. A przeczyta ją tyle osób, ile się o niej dowie. Oczywiście, być może ktoś oceni ją nawet jej nie otwierając, bo lubi/nie lubi autora, albo z dowolnego innego powodu. Jednak nie ma sensu zakładać, że będzie to jakoś przerażająco wiele osób. No bo ilu, tak naprawdę, można mieć znajomych, którzy zagłosują na książkę, bo lubią autora, ale nie przeczytają jej, bo np. uważają, że wcale nie pisze wybitnie? Ilu można mieć przeciwników, którzy tak bardzo nie cierpią autora, że ocenią nisko jego książkę nie czytając jej? W obu przypadkach jest to jakiś maleńki ułamek ogólnej liczby ludzi, którzy mają świadomość istnienia danego autora i jego książki.

    Większość fanów nie jest bliskimi znajomymi ani zajadłymi przeciwnikami konkretnych autorów. Kontakt z pisarzami mają poprzez książki – jeśli przeczytali książkę pana X i spodobała im się, to czytają kolejną, mówiąc “lubię pisarza X” mają na myśli “lubię czytać książki pisarza X”. I na tym, w większości przypadków, “lubienie pisarza” się kończy. W stosunku do ogólnej liczby czytelników niewiele osób ma potrzebę, chęć, czas, aby udać się na spotkanie autorskie z pisarzem X, zakładając, że takie spotkanie w ogóle się odbywa.

    Co z tego, że pan debiutant Z napisze książkę milion razy lepszą od książki X-a, skoro jedynym, co z nią zrobi będzie wydanie jej? Przy obecnej mnogości różnej maści małych i dużych wydawnictw na rynku jest spora szansa, że książka pana Z zostanie wydana przez Zbyszka-kumpla-szwagra, co ma drukarkę i trochę umie fotoszopa – wydana nieciekawie, lub wręcz beznadziejnie (polskie wydawnictwa, które umieją wydawać książki, można policzyć na palcach dwóch rąk angielskiego łucznika). W związku z tym książka Z będzie się słabo prezentować na półce, nie pojawi się na żadnych billboardach, plakatach, nie będzie miała strony internetowej, fanpage’a na facebooku, ani promującego ją filmu na youtube. Przeczyta ją 50 osób, które wybrały coś na chybił trafił z półki, albo pomyliły nazwisko Z z innym autorem, albo (ewentualnie) znają Z osobiście i wiedzą, że warto książkę przeczytać. No cóż, trudno. Co pozostaje panu Z w takiej sytuacji? Ano właśnie to, co nazywasz, Marcinie, “korupcją” – bycie miłym dla ludzi i wciskanie im przy tej okazji swojej książki, bo nikt tego za niego nie zrobi. Dlaczego nie miałby pan Z zaprosić kilku swoich znajomych na piwo, mówiąc: możecie wziąć swoich znajomych, chciałbym pochwalić się wam moją książką – a potem przy piwie zapoznać zebranych z owym dziełem i dodać:” jeśli wam się spodoba, to możecie na nią zagłosować w takim a takim plebiscycie”.

    Ośmielę się postawić tezę, że właśnie owa “korupcja”, reklama, budowanie marki jest dla wybitnych, a nieznanych pisarzy drogą najlepszą, jeśli nie jedyną. W jaki sposób “środowisko fanów” ma wyróżnić jakiegoś autora, choćby najwybitniejszego, nagrodą czy choćby nominacją, jeśli nigdy o nim nie słyszeli? I w jaki sposób fakt, że jakiś pisarz namawia swoich fanów do głosowania na jego książkę, “odbiera szanse” (tu nawiązuję do komentarza Jaxy) mało znanym debiutantom? Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby owi mało znani debiutanci zajęli się reklamą swoich książek, czy też po prostu “korupcją”, zwłaszcza dzisiaj, w dobie internetu, kiedy można dotrzeć z dowolnym przekazem do dowolnie dużej grupy ludzi. Przecież fani nie mają w głowach limitów ulubionych autorów, więc jeśli obok superprzekazu reklamowego pisarza X pojawi się przekaz promocyjny pisarza Z ci, do których on dotrze i trafi mogą również polubić pisarza Z i zagłosować na jego książkę, jeśli uznają ją za lepszą.

    No i na koniec: fandom, środowisko fanów, fani. No właśnie. Jest zasadnicza różnica między czytelnikiem, który po prostu czyta i ewentualnie ocenia książki w serwisach internetowych, a fanem. Fan, to ktoś, kto potrzebuje czegoś więcej, niż tylko liter na papierze, ktoś kto dąży do interakcji z autorem, posiadania jego autografu na książce, lub jakiejś części ciała, ktoś, pożąda interakcji ze światem powieści, więc kupi opartą na książce grę planszową, weźmie udział w konkursie na przebranie za postać z książki, kupi koszulkę, szalik, papier toaletowy i paczkę wykałaczek, jeśli tylko będą nawiązywać do jego ulubionej książki, ktoś kto maniakalnie rysuje nieszczęsne mangopodobne fanarty, pisze fan-fiction i tak dalej… Dlaczego autro miałby tego nie wykorzystać dla zwiekszenia swojej popularności, która przełoży się na liczbę czytelników jego książek? Dlaczego nie miałby powiedzieć “jeśli podoba wam się moja książka, jeśli uważacie, że jest najlepsza, możecie kupic kubek z głównym bohaterem, koszulkę z jego psem i czapkę z jego matką, a także zagłosowac na ksiązkę o nim w plebiscycie na najlepszą książkę”?

    Dlaczego? Bo lud głupi da się omamić prezentami i zagłosuje na marną książkę popularnego autora? Mam wrażenie, że jest to insynuacja cokolwiek obraźliwa względem fanów. Fani to przecież nie jakaś ciemna masa, tylko suma myślących jednostek – więc nawet jeśli noszę koszulkę, szalik i czapkę z bohaterem książki pisarza X, albo znam go osobiście i cenię jako człowieka, to jeśli uważam, że w tym samym roku pisarz Z wydał znacznie lepszą książkę, zagłosuję na książkę Z, choć nie ma do niej koszulek, czapek, ani szalików, a autor może być nudnym bucem. Nie traktujmy, nie traktujcie fanów jak debili.
    (Ależ się rozpisałem chyba rzeczywiście pora napisać książkę).

  4. Gargamel mówi:

    Dlaczego pan Martin Ann rości sobie większe prawo do decydowania o tym, jakiego rodzaju nagrodzie patronuje ś.p. Janusz Zajdel, niż osoby które obecnie zarządzają dziedzictwem ś.p. autora, czyli jak dobrze pamiętam wdowa po zmarłym, Jadwiga Zajdel? Rozumiem, że pan Martin Ann formułując takie zarzuty czyni panią Jadwigę współwinną owego “obracania się w grobie” ś.p. Janusza Zajdla? Jakiego to typu paranormalna więż łącząca pana Martina Anna z ś.p. Januszem Zajdlem w zaświatach uprawnia do wypowiadania opinii, co by ś.p. Janusz Zajdel chciał, lub nie chciał?

  5. Delta mówi:

    “Bo w miejscu, gdzie powinna być mowa o tym, który tekst niesie największą wartość, jest argumentacja biznesowa.”

    To jest pochodna istnienia i nadawania wszelkich nagród. Co zresztą powoduje, że dewaluują się one często w sumie do zera. Niestety. Nasza ludzka ułomna natura powoduje, że człowiek zawsze zaczyna szukać jak najłatwiejszego sposobu na zdobycie czegoś. Bądź też dla kogoś nadanie komuś nagrody niesie konkretne korzyści (vide: pokojowa nagroda Nobla). Tak było, jest i będzie. Stąd prosta droga do wniosku, że ilość nagród jest chyba nieistotna (no, za wyjątkiem znaczenia marketingowego) i koniec końców nie świadczy o jakości. A jak nie świadczy o jakości, to w sumie nie świadczy o niczym. Więc nie ma się co tym przejmować, rozumując w kategoriach: nie dostało dzieło nagrody, więc jest nikłej wartości.

    Zresztą, można też podejść do tego jak Sokrates. ;) Ponoć spotkał kiedyś człowieka, który się cieszył, bo wygrał jakieś zawody. Sokrates na to, że skoro cieszący się pokonał swojego rywala to znaczy, że pokonał słabszego od siebie. Cieszący się ze zwycięstwa człowiek musiał przyznać mu rację, a gdy to zrobił Sokrates zapytał go: to z czego się cieszysz?

    A co do fandomu. W przypadku fandomu to głosowanie na “samych swoich” nie do końca tak działa. Fandom (czy to w Polsce czy za granicą) nie jest monolitem, dzieli się na grupki. Jedni wolą Star Wars, inni Treka, jeszcze inni mangę i anime albo jeszcze coś innego. Nic dziwnego, że głosują (a przynajmniej część z nich głosuje) za dziełami należącymi do tego odłamu fantastyki, którego fanami akurat są. Bo to im się podoba. Tym samym trudno ich urobić marketingowo (a wśród nich są tacy, których w ogóle nie da się urobić), by zagłosowali na to, na co my chcemy żeby zagłosowali. Czyli nie ma w tym tej korupcji, o której mowa w powyższej notce

    Oczywiście znajdzie się też jakaś grupa, która zagłosuje z prywatnej sympatii dla autora, ale raczej jest ona niewielka. Już choćby z tego prostego powodu, że autor fizycznie jest w stanie znać tylko garstkę takich fanów, a i to pewnie tylko jako tako a nie jakoś zażyle. Natomiast z moich doświadczeń z fandomem wynika, że nie ma bardziej krytycznego odbiorcy danego dzieła od fana. A już zwłaszcza takiego, którego twórca cholernie wkurzył, robiąc z tym jego (fana) ulubionym tytułem coś, co się nie spodobało. A wtedy często nici z “jedynie słusznego” głosowania. Poza tym na imprezy w rodzaju Polconu, na którym głosuje się na “Zajdle” przyjeżdża duża liczba ludzi, którzy nie są fanatycznie oddani danemu tytułowi i twórcy, lecz są bardziej ogólnie zainteresowani fantastyką, czytając wielu autorów a nie jednego wybranego. Więc, o ile w ogóle zagłosują, ich głosy padają raczej na to, co rzeczywiście im się spodobało. Fanatyków jednego twórcy jest dosłownie garstka, którą nieraz na palcach można policzyć. Choć trzeba przyznać, że to na ogół “twardy elektorat”. Za mało jednak, by wygrać.

    No i zostaje jeszcze jedna kwestia. To, że autor powiadamia o tym, że jego dzieło bierze udział w jakimś konkursie jeszcze nie do końca da się nazwać tą korupcją rozumianą w sposób opisany w notce. Głównie z tego powodu, że granica pomiędzy tą korupcją a chęcią zawiadomienia, że bierze się udział w takim konkursie, jest nie do uchwycenia. Niech będzie, że to naiwne, ale zawsze może się zdarzyć tak, że autor poinformuje o tym nie tyle dlatego, żeby uzyskać dodatkowe głosy, ale by w pierwszej kolejności po prostu poinformować zainteresowanych i pochwalić się. A kto jest bardziej zainteresowany czymś takim niż fani? Człowieka “z zewnątrz” to przecież nie zainteresuje. Zresztą, dobra jakość zawsze się wybroni sama. Jak coś jest gniotem to i setka nagród “po znajomości” nie pomoże. To tylko kwestia czasu aż dobre jakościowo dzieło dotrze do odbiorcy.

    I jeszcze jedna sprawa. Wybory dzieła, które otrzyma nagrodę taką jak np. nagroda Zajdla mogą się odbyć na dwa sposoby. Albo głosowaniem fandomu jak jest teraz, albo stworzeniem czegoś w rodzaju kapituły, której członkowie będą jedynymi wybierającymi. Co jest bardziej podatne na korupcję? Czy czasem nie taka kapituła stworzona z “samych swoich” (bo to akurat jest nieuniknione)? Innymi słowy, sposób jaki jest obecnie stosowany, jest chyba najmniej korupcjogennym jaki na tym świecie jest możliwy (o ile nie założymy, że najważniejszą rzeczą jest nie samo głosowanie, a to kto liczy głosy ;) ). A że nic nie jest doskonałe… na to rady nie ma. Tym niemniej to jeszcze za mała korupcja, by mogła być skuteczna na skalę, która zaważyłaby o wynikach takiej nagrody.

  6. neil mówi:

    boris@tulip.jag” rel=”nofollow”>.…

    спс….

  7. Angel mówi:

    definitive@underbedding.shimming” rel=”nofollow”>.…

    спасибо за инфу!!…

  8. francisco mówi:

    separate@delphi.monoanddi” rel=”nofollow”>.…

    спс….

  9. Gilbert mówi:

    gyp@faultless.clairvoyance” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ çà èíôó!!…

  10. alejandro mówi:

    onrush@counterchallenge.perkins” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ!…

  11. earl mówi:

    conceiving@blokes.requested” rel=”nofollow”>.…

    ñïñ!!…

  12. michael mówi:

    reproduce@applying.installation” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðþ!…

  13. Karl mówi:

    properties@maximizing.mutinies” rel=”nofollow”>.…

    good info!!…

  14. morris mówi:

    clarity@stirs.sank” rel=”nofollow”>.…

    áëàãîäàðþ!!…

  15. Johnny mówi:

    connollys@resident.reds” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó!…

  16. adam mówi:

    mollie@dans.expeditious” rel=”nofollow”>.…

    hello….

  17. kenneth mówi:

    leninism@portsmouth.rembrandts” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî çà èíôó….

  18. ted mówi:

    katies@operable.edgertons” rel=”nofollow”>.…

    ñïàñèáî….

Dodaj odpowiedź


siedem − 5 =